Wolfi!

Wolfi!

„-Muzyka to tylko muzyka- wykrzykną.- Muzyka niczego nie przedstawia, niczego nie ilustruje, nigdy nie myśli! Muzyka ma tylko swoją logikę, logikę muzyki. Rozwija się poza sensem. Nie można sprowadzać jej do sfery duchowej… Cóż za dziwna postawa…Ci fundamentaliści w świecie sztuki, którzy sądzą że służą muzyce, w rzeczywistości źle się jej przysługują, bo usuwają ją z naszego życia, odejmują jej moc, jaką ma nad nami, czynią ją zbyteczną i bez znaczenia, jakiś dodatek małej wagi, całkowicie do pominięcia […]. A przecież niczego nie przedstawiać nie znaczy nie mieć żadnego sensu. Muzyka wzrusza, podsuwa myśli. Zgłębia człowieka, wstrząsa nim i go zmienia, dociekając do jego najgłębszych pokładów. Kiedy Liszt wyobraża sobie Orfeusza walczącego z Furiami, gdy unikam popełnienia zbrodni w afekcie albo rozstania, otwierając się na miłosną wyrozumiałość, bardziej godną, ani Liszt, ani ja nie wnosimy prawdy, tylko naszą prawdę. Dajemy świadectwo siły i witalności tej muzyki. Gdy opisujemy koncert Beethovena, opowiadamy w przybliżeniu- za pomocą obrazów i zdań- o wewnętrznych wstrząsach, jakie wywołał w nas dany fragment, o jego mocy, płodności. Dajemy świadectwo, że zostały poruszone nie tylko nasze uszy czy nasz solfeżowy umysł, ale więcej, całe nasze istnienie wraz z jego historią… Sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. W przeciwnym razie wystarczy użyć słów…” /E. E. Schmidt „Kiki van Beethoven”/

Fikcja. Nie ma nic bardziej chwilowo realnego, uczciwego, przejmującego niż fikcja. Ulotna konstrukcja, przemijająca wraz z chwilą swego powstawania jest ucieleśnieniem odwiecznej koncepcji ludzkości – przemijania. Utkany z misternych pomyłek, niedopracowanych idei świat, runie wraz z ostatnią wybrzmiewającą nutą, a choć zniknie, ma swoją wartość i znaczenie. Niech nie zmyli Was chwilowa świadomość rzeczy – twórczość jest zagadnieniem z gruntu irracjonalnym, i jako takie ma sens i pełne prawo istnienia. Jakiś czas temu, świat obiegła informacja o śmierci Milosa Formana, który posługując się fikcją, dla muzyki zrobił więcej niż nie jeden twórca podręcznika. Obiecałem sobie, że ponownie obejrzę „Amadeusza” i to w wersji reżyserskiej, nie pozbawionej wszystkich pikantnych (czasem może nazbyt wulgarnych) scen. Forman wykorzystał romantyczną legendę o zbrodni popełnionej z zazdrości… ukazał miernego Salieriego, który pragnie za wszelką cenę zgasić genialny płomień, trawiący serce Wolfganga. W tym przerysowanym scenariuszu, odchodzącym bardzo daleko od prawdy (Salieri był przede wszystkim genialnym pedagogiem, dzięki któremu świat poznał Beethovena!) odnajdujemy ważną koncepcję filozoficzną, której nie zwykło się odnosić do sztuki klasycznej – dzieło, jest tworem subiektywnym – zarówno w procesie twórczym, wykonawczym, czy wreszcie w samym odbiorze. W fikcyjnej opowieści Formana, Salieri nie zazdrości Amadeuszowi kunsztu, techniki, misternych konstrukcji, lecz tego czego sam nie może opisać inaczej jak „głos Boga”. Antonia trawi cicho skrywana zazdrość o aspekty emocjonalne, o to wszystko co w muzyce jest niedopowiedziane. Fenomenalnie dobrane sceny operowe, ukazane zostają oczami człowieka, który podziwiając ich niewypowiedziane piękno, z coraz większym rozżaleniem nienawidzi ich twórcy. Salieri odsądza Boga od czci i wiary, uważając, że to czego jest świadkiem nie ma żadnego sensu – oto ten niewychowany, bezczelny „typ” przemienia muzykę w sztukę, nie lękając się konsekwencji wynikających z podążania za swym wewnętrznym „ja”. W tym indywidualnym pierwiastku, w pewnej muzycznej intuicji drzemie potencjał wieczności. Ponownie przeżyty ponadczasowy film Formana, okazał się termometrem zmian, zachodzących w umyśle każdego artysty, sięgającego po materiały źródłowe, starającego się nadać sens każdej frazie, każdemu pojedynczemu dźwiękowi. I tak oto powróciły do mnie słowa Schmidta, który w słownej metaforze, przypomina wszystkim zbłąkanym muzykom: „sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. W przeciwnym razie wystarczy użyć słów…”