Who they are?

Who they are?

„Wszystko zależy od dobrego wykonania. Opinię tę potwierdza codzienne doświadczenie. Niejeden półkompozytor jest zachwycony i dopiero wtedy uważa się za nie wiadomo co, gdy usłyszy swój muzyczny galimatias zagrany przez dobrego wykonawcę, przedstawiającego w odpowiednim miejscu afekt, o którym kompozytor nawet nie pomyślał, a charaktery, na które kompozytor nawet by nie wpadł, rozróżniając tak, jak tylko się da, by w rezultacie cała ta szmira stała się znośniejsza dla słuchacza. Z drugiej zaś strony, czyż nie zdarza się, że najlepsze kompozycje są tak nędznie wykonywane, że sam kompozytor z biedą rozpoznaje swoją pracę? Dobre wykonanie kompozycji wedle dzisiejszego gustu wcale nie jest takie łatwe, jak to się niektórym wydaje. Myślą oni, że dobrzez zrobią, gdy kuglarsko ozdobią i pomarszczą utwór według własnego uznania, nie czując wcale afektu, który powinien być wyrażony w utworze. Kim są Ci ludzie?” /Leopold Mozart, „Gruntowna szkoła skrzypcowa”/

Ostre słowa wielkiego pedagoga, ojca Wolfganga Amadeusza uzmysławiają wiele rzeczy człowiekowi postmodernistycznemu, patrzącemu z tęsknotą w przesłość. Idealistyczne odczytywanie wzorców oświecenia, wpędza nowoczesność w depresję, rodzącą się z rzekomego „braku porządku świata”. Po pierwsze Leopold Mozart krytykuje sobie współczesnych kompozytorów. Sam jako twórca koncertów i symfonii, odważnie atakuje miałkość i brak głębi w popisowych utworach rzeczonych „półkompozytorów”. Zauważmy. W krytyce brak jest szczegółów dotyczących formy, konstrukcji, prowadzenia głosów czy technik kompozytorskich. Autor wyraźnie wskazuje na brak afektów, uczuć, które muzyk wykonawca miałby za zadanie przekazać publiczności. Powiedzielibyśmy dziś- utwór rzemieślniczy. Bez zbędnej inspiracji i bagażu treści pozamuzycznej. Ot, błyskotka. Z drugiej strony Leopold Mozart opisuje XVIII wiecznego wykonawcę, który za nic ma sobie powierzone mu zadanie, jakim jest zrozumienie wykonywanego dzieła, i przekazanie wszystkich zawartych w nim treści w sposób jak najbardziej przekonujący. I tu natrafiamy na najbardziej grząski grunt względności, będący jednocześnie istotą interpretacji muzyki. Studiowanie szczegółów dzieła, historii powstania, wszystkich wyjątkowych współbrzmień harmonicznych, układu formalnego, czy wreszcie warstwy czystko estetycznej, brzmieniowej może doprowadzić nas do różnych wsniosków. Dla jednych priorytetem będzie przejrzystość struktur. Tu wybitnym przedstawicielem byłby pewnie niezrównany Glenn Gould. Jego wykonania przybliżają kosmos (w którym nota bene wciąż gdzieś istnieją!), harmonię sfer, odległą od ziemskiego odczuwania. U innych prymat wieść będą aspekty dramatyczne. I tu znajdzie się miejsce dla Rene Jacobsa, którego fantastyczne, teatralne wykonania muzyki oratoryjnej, w niezwykły sposób oddają brudną, ludzką naturę ziemskiej misji Jezusa. Ogromna rzesza muzyków hołduje heroiczności w muzyce. Przez powściągliwe tempo, w którym możliwe jest utrzymanie największego napięcia frazy, prowadzą słuchaczy przez wewnętrzną batalię emocji. Inni zasypują kontrastami, które prowadzą do obrazowania naturalnych przeciwieństw świata. Sposobów jest mnóstwo. Każdy jest dobry, jeśli jest przekonujący. Słynnym przykładem odnoszącym się do zmienności stałych czynników muzyki jest Adagietto z V Symfonii Mahlera, którego wykonanie waha się od 7 do 17 minut! I wcale nie w rozciągłości czasowej przysłowiowy pies pogrzebany. Jeśli gramy szybciej, stawiamy na pierwszym miejscu płynność, śpiewność, realne piękno dzieła. Gdy gramy wolniej, skupiamy się na natężeniu. Na fenomenie ciążenia muzyki ku ziemi. Wyciągamy wszelkie niuanse, rozciągamy frazę do granic możliwości by dzięki tej zakrzywionej czasoprzestrzeni obudzić w słuchaczu uśpione afekty. My muzycy często jesteśmy skażeni przyzwyczajeniem. Coś zawsze jest dla nas „za szybko” lub „za wolno”. Gdy tylko taka myśl próbuje zawładnąć naszym odbiorem czyjegoś wykonania, należy zadać sobie pytanie- w stosunku do czego jest „za wolno” lub „za szybko”? Jeżeli całość jest spójna, a więc spełnione są warunki gry „szybszej” i gry „wolniejszej” (jak nasycenie harmoniczne) to dochodzimy do wniosku, że jest za szybko lub za wolno w stosunku do naszego wewnętrznego pulsu, który przecież nie jest obiektywnym trybunałem muzycznym… Wspaniale jest słuchać Brahmsa w wykonaniu Berlinczyków z ich głęboką, gęstą, masywną frazą, ale nie mniej zachwyca „odchudzone”, przyśpieszone nagranie Gardinera, w którym to szczegóły kontrapunktyczne są tworzywem spinającym wyraz artystyczny dzieła. Kwestia charakteru, poszukiwań. Kwestia wizji- jaki świat jest nam bliższy. Kwestia misji- co chcemy przkazać. Dopiero później pojawiają się pytania jak chcemy i jak możemy to zrobić. Połowa sukcesu, to znaleźć w sobie odwagę by w pełni odpowiedzialnie, świadomie wybierać swoją interpretację. Całą swoją naturę odnaleźć w strukturze utworu. Tylko wtedy będziemy poruszać i przekonywać. Tekst Leopolda Mozarta, czy słynny pojedynek na „krytykę” między Bachem (właściwie Birnbaumem piszącym w jego obronie), a Scheibe, przede wszystkim przypomina twórcom o jednym. Świat nigdy nie był idealny i przejrzysty. Odważmy się zatem na kreatywność, o której tyle się dziś mówi. Odważmy się, bo nie wiadomo, co za parę lat z tego wyniknie!