Swan

Swan

„Wie Pan co? Technika tak na prawdę nie istnieje”. Zdrętwiałem- jak to technika nie istnieje? To o czym od godziny mówimy?
Profesor musiał wyczytać to w moich oczach, bo natychmiast podjął dalej:  -„No tak! Istnieją tylko problemy muzyczne, do których dostosowuje Pan swoją technikę. Widzi Pan. Ręka działa zawsze tak samo. To jest jak boks… Ale jakie będzie brzmienie, to już zależy od Pana… O! Widzi Pan (prezentacja kilku taktów Scarlattiego); no chyba że Pan gra Rachmaninova, to wtedy Pan będzie grał tak (szybkie przejście do Preludium cis- moll). Rozumie Pan? Niech Pan nie myśli ręką i palcem, niech Pan szuka barwy!” Po takich zajęciach zawsze wychodziło się jak z siłowni umysłowo- fizycznej, o czym Profesor wiedział doskonale („No co? Pewnie boli teraz Pana głowa od tego wszystkiego?”). Zajęcia zazwyczaj były nieubłaganie pracowite. Po dwóch  taktach zawsze było coś nie tak, coś nad czym można było siedzieć godzinami. Zaczynało się od kilku informacji o ułożeniu ręki, uderzeniu, chwytliwości palców, a kończyło na wibracji, natężeniu brzmienia, które powstaje z doskonałej korelacji całego ciała („Widzi Pan- może Pan mieć dźwięk stąd- albo stąd- albo nawet stąd…”). Kiedy więc pewnego razu usłyszałem, że technika nie istnieje, poczułem się niepewnie. Być może właśnie te słowa, skierowały mnie na zupełnie inny tor myślenia. Profesor Jan Kulesza, bo o nim mowa, potrafił namieszać w naszych umysłach- poruszyć, wstrząśnąć, zmusić do prawdziwej refleksji. No bo jeśli ktoś, kto z takim pietyzmem dba o nasz „warsztat”, kreuje takie sądy, to musi być coś na rzeczy. Choć technika istnieje, to jej „bytność” uwarunkowana jest zapotrzebowaniem na konkretną ekspresję, barwę, artykulację. John Cage, pisze w „Przeludnieniu i Sztuce”: „I cóż jest tak ciekawego w technice? Co z tego, że jest dwanaście tonów w serii? Jakiej serii? Nie trzeba koniecznie widzieć przyczyny i skutku, zamiast tego utożsamiasz się z tym, co jest tu i teraz.” Utożsamianie się z materią dźwiękową, w jej sferze ekspresyjnej, komunikacyjnej jest tu najważniejszą wskazówką. Bo zdarzą się i takie chwile, że to nasza pamięć emocjonalna, wyobraźnia sensualna dyktować będą ręce i rozumowi co robić. To może być pytanie najwyższej wagi- co zrobić, by później rozmyślać- jak zrobić? Odpowiedzieć można na różne sposoby. Nie tylko słowem. Wierzę, że by móc komunikować się w sferze emocjonalnej, trzeba najpierw tą swoją wewnętrzną sferę wypełnić treścią. Zarówno tą zapisaną w poezji; malowaną w obrazie; jak i codziennością- brudną i prawdziwą. Jak grać Francka bez kontaktu z naturą? Co znajdziemy w Czajkowskim, bez pełnej relacji z ludźmi? Jak „wyczarować frazę” z gasnącego płomienia, który z lęku przed zdmuchnięciem, chowa się pod szklaną kulą? Zima za oknem; Czajkowski jako obraz napięcia emocjonalnego- i wszystkie moje myśli już płyną w stronę fenomenalnego filmu z 2010 roku- „The Black Swan”. Reżyser przedstawia tu młodą gwiazdę baletu, walczącą o główną rolę w przedstawieniu „Jeziora Łabędzi”- Królowej Łabędzi. W trakcie filmu dowiadujemy się, że Nina ma doskonałą technikę; jest perfekcyjna, codziennie ćwiczy do utraty tchu by dowieść, że wbrew opinii „ma to coś” (w domyśle: charyzmę, wyobraźnię emocjonalną). Film wart polecenia, bo ukazujący problem równowagi w pracy artysty. Uporczywa chęć występu w wymarzonej roli doprowadza do rozchwiania emocjonalnego, „obudzenia demonów”, dzięki którym premiera przedstawienia z Niną w roli głównej okazuje się spektakularnym sukcesem, naznaczonym samookaleczeniem uwalniającym od sfery czysto technicznej. Na pytanie reżysera „coś Ty sobie zrobiła?” Nina odpowiada: „przeżyłam to…”. Oczywiście, o granicach poświęcenia (dobitnie przekroczonych w tym filmie) można dyskutować. Jednak przez przerysowanie, ukazana została teza Profesora  (niezmiennie otwarta): „technika tak na prawdę nie istnieje”. Jest częścią procesu, nie celem. Bo cel byłby to ubogi- „być sprawnym” niczym cyrkowiec.