STOP

STOP

                       Sugestywny pochód cieni. Nieczułych na wibrację otaczającego świata. Janusz lat 40. On chce i może, więc nie narzeka, nie czeka na ten lepszy zgoła czas, nie do końca mając świadomość, że i on jest czasem, ba! Nie mieści mu się w głowie, że on jest „czasem”. Za rogiem wyłaniają się kolejne nęcące perspektywy zaistnienia w kaligraficznie poprawnej przestrzeni, która jednak lubuje się w historiach rysunkowych – w szybkiej dawce informacji – kolorowej, gustownej, pozornie nie wymagającej przetworzenia przez wszystkie zmysły. Ewa, lat… nie wiadomo, bo nawet królowi cybernetycznego handlu danymi skłamała o jakieś 17, 18… Wierna wyznawczyni gestu kciuka. Niczym poranny i wieczorny pacierz do małego przeszklonego jonizującego okienka, w którym tyle słodkich kotków, piesków, małych szczeniaczków, no ewentualnie emotikon zatytułowany „wrrr” gdy ktoś sieje homopropagandę. Ot taki sposób na zbudowanie swojej osobowości, w jakiś mętny sposób, choć pełen manifestacji, naiwności. Maciej lat 31. Gdyby tak mógł spłonąć razem z wierszem Petrarki w muzycznej sugestywności Monteverdiego. Zostać, stanąć na przekór, w szranki z sobą, by znaleźć, zajrzeć do przestrzeni głuchego słuchania pod pokrywą lodu niespokojności. Myśmy tylko przyszli na przekór przeszłym pokoleniom, by schować się przed zachłannością życia, w której zagłada zabiera zbyt wiele serc, sumień, zbyt wiele nadziei, angażuje zbyt wiele energii. Żyjemy cieniami osobowości w zatęchłej, plastikowej formule egzystencji, gdzie jednym przyciskiem popieramy faszystów i dofinansowujemy fundusz na rzecz kombatantów. My żyjemy w tyglu zasyłania znaczków, taka inspiracja starożytnym Egiptem. Owszem, kultura to przesławna, choć w szkole wydawała się nudnawa. Cóż z tego, że w codzienności jakoś nam nie idzie, więdniemy. Tego nikt nie widzi, więc to się nie liczy. O prawdziwości, o istnieniu decyduje choćby jeden lajk, jeden mały znak, cenniejszy od wody, której cudem jeszcze mamy pod dostatkiem w tej części Europy. Cienie dokarmiają ego, które na co dzień rzadko wychodzi na żer, bo w świadomym społeczeństwie nie wypada. Jednak życie podwójne narażone jest na zwielokrotnioną ilość zawodów, złości, nienawiści. Na smutek, lęki i depresje, którym nie sposób stawić czoła właśnie tam w tym tyglu, w tej księdze twarzy, z której większości do prawdy zupełnie nie znamy. Taki detoks od wyimaginowanego świata, znów, to byłoby coś. Skąd jednak czerpać wzór satysfakcji na rogu krytyki? Oj tam, kreatywność podpowie nam rozwiązania, o których nie śniły nawet najtęższe umysły sprzedające nasze dane na lewo i prawo (choć może „prawo” zwłaszcza, bo tam, etyka jest czymś względnym, z resztą ze wszystkiego wciąż można się „wyspowiadać”, jedna zdrowaśka i już żeś bliżej raju utraconego). Wokół gabinet cieni, nieświadomych tej zadziwiającej dychotomii – bycia i nie bycia – trwania i zagubienia zarazem. Dźwięki są zbyt niepokojące, słowa, spojrzenie. Taki hasztag i niezliczone morze „reakcji” to jest prawdziwe życie, osłonięte przed pozorną odpowiedzialnością za drugich, za siebie. Oj… miało być o madrygałach księcia Gesualda i o fenomenalnych eksperymentach manierystów. Ale jak tu o nich, jak tu postawić kciuka, skoro oni nie żyli cieniem, tylko esencją samego istnienia – poszukiwaniem języka który przekroczy granice ludzkiego poznania…