Serenada XXI

Serenada XXI

Z wielkim poruszeniem i szczerą radością powróciłem w tym roku w Polskie Tatry- miejsce święte- miejsce inspiracji tylu polskich pokoleń. Dla mnie szczególnie wyjątkowe, bo wiąże się z wieloma przemianami w moim życiu prywatnym. Tak się jakoś składało, że przez 3 lata nie miałem okazji wędrować po tatrzańskich ścieżkach, ze względu na pracę artystyczną, zawodową, lub po prostu inne plany urlopowe (a może i podświadomość kazała mi omijać miejsca pełne wspomnień…). Powracanie w znane miejsca, przebyte szlaki, niesie ze sobą ryzyko zobojętnienia lub chęć poszukiwania życia utraconego, rozpatrywanego po latach w różowych barwach. Lęk przed porównywaniem: jak było kiedyś- jak jest dzisiaj. Efekt czaru, który prysł w mgnieniu oka. Wszytkie wskazówki prowadzące do nieuniknionych wniosków: starzeje się! Z powyższych obaw nie sprawdziła się żadna…prócz nieuniknionego starzenia się. Góry zachwycają jak zawsze. Poruszają na nowo struny życia. Oddychasz pełną piersią, stając się wreszcie świadomą cząstką natury. Liczy się tu i teraz. Przeszłość nie zawraca Ci głowy, przyszłość śpi w pokoju wynajętym na te kilka cichych dni. Widoki te same, drogę pamiętasz jak Inwokację z Pana Tadeusza… a jednak wszystko jest inne. Jak dziecko odwracasz się sto razy, by upoić się widokiem, który już za rogiem stanie się nieosiągalny. Kroczysz do przodu, nie myśląc o celu- napawasz się każdym etapem podróży, wiedząc, że na szczycie zatęsknisz za bujną, wielobarwną, zaskakującą florą doliny. Wieczna metafora życia- wędrujesz cztery godziny, by pobyć na szczycie… 20 minut. Całą podróż towarzyszą Ci wyrwane frazy z Karłowicza, Szymanowskiego… pisane dokładnie w tym duchu otwartej przestrzeni. Kontuzje, zmęczenie- przypominają tylko o pokorze wobec siły, wielkości gór. Tak- żaden lęk nie zakłócił tej wyprawy. Wszystko odkryłem na nowo, ze smutkiem obserwując serenadę XXI- wieku. Oczywiście, ogromna ilość ludzi w sezonie wakacyjnym nie dziwi, a nawet cieszy- w końcu wyprawa w góry jest aktywnym wypoczynkiem! Problem nie tkwi w ilości, możnaby rzec „zakorkowaniu szlaków” lecz w sposobie celebracji. O ile nauczyliśmy turystów by w górach: „nie śmiecić” i „nie drażnić niedźwiedzia” o tyle zapomnieliśmy umieścić kilka znaków tak charakterystycznych dla zrobotyzowanego człowieka nowego: „nie korzystać z telefonów”, „nie palić”, „nie sporzywać alkoholu”, … i „ZACHOWAJ CISZĘ”. Z ogromnym zażenowaniem słucha się na szlaku, dworcowego slangu wzmocnionego rasowymi przekleństwami. Ludzi nieustannie rozmawiających przez telefon o wszystkim tym, o czym mówią na codzień w zabieganym życiu. Cykl stu zdjęć na minutę, które już po sekundzie lądują na portalu społecznościowym… Jak tonący, zachłystywałem się momentami totalnej ciszy, tak charakterystycznej dla górskiego krajobrazu. Ta chwila, tuż przed szczytem, gdy już milkną w oddali szmery górskich strumyków… Cisza nie istniejąca już nigdzie w naszym życiu, zaczyna umierać także w Tatrach. Jak to możliwe? Wszystko rozbija się o lęki. Nowy człowiek boi się ciszy, bo w niej drzemie energia wszechświata. Kłębią się pytania, które już wiele lat temu zakopał pod stertą laptopów i telefonów. Cisza staje się muzyką- zwierciadłem, które odbija nasze wewnętrzne przeżycia. Już teraz sprzedaje się wodę i powietrze w butelkach, kto wie, może za kilka lat będziemy płacić za „ciszę”… Z wielką radością odkryłem na nowo polskie tatry, marząc, by kiedyś każdy wędrowiec docenił dobra, które oferuje przyroda…