saturnalia

saturnalia

Żyć w cyklu. Nieśpiesznie poddawać się rygorom zmieniającej się rzeczywistości. A może raczej obecnej racjonalizacji, która zmienia się wraz z położeniem wobec danego układu współrzędnych? Pozorna niezmienność, odmieniająca swe oblicze w każdej nowej odsłonie. Paradoks formotwórczy. Pod niebem zasnutym jesiennymi mgłami, miło jest oddać się narodzinom nowego słońca. Przyznaję, że świętowanie faktu, iż ziemia po raz kolejny zrobiła obrót wokół słońca jest raczej mało chlubną zabawą ludzkości. A jednak chwila w której uświadamiamy sobie zmiany, które niepostrzeżenie zaszły w układzie nadświadomość – świadomość – podświadomość, zdajemy sobie sprawę z przepływu czasu, z naszej zmienności, z konieczności decydowania.

Przypisanej na ten czas muzyce nie brak splendoru, fantazji, imaginacji. Jest to najprawdopodobniej najbardziej skomercjalizowana dziedzina sztuki użytkowej, a i paradoksalnie najbadziej popularna wśród przeciętnych Kowalskich. O ile na codzień, sztuka dźwięków, tak dla uporządkowania nazywana klasyczną – jest raczej rzeczą marginalną, twórczością o której mainstreamowe media nie wspominają w żadnym wypadku (no…chyba, że Konkurs Chopinowski wygrywa Polak… bo wtedy „myśmy wygrali”…), o tyle w czasie około świątecznym wszystkie te „klasyczne” anomalia wchodzą pod strzechy (choć często w kiczowatym wydaniu). Znienawidzona na codzień powaga, uduchowienie, stają się towarem na sprzedaż, na który popyt jest tak ogromny, że można go porównać z jubileuszem gwiazdki disco polo, świętującej na deskach sceny operowej. Paradoks niezadziwienia. Kowalskie podążają za tym co modne, popularne. Nie lubią wyróżniać się w tłumie. „Jak wszyscy to wszyscy”, „tradycja” , „a polskie kolędy najpiękniejsze na świecie” etc. Nie ma jednak bardziej obłudnego czasu. Niespójność świata, tradycji, wierzeń z naddatkiem uświadamia człowiekowi myślącemu konieczność retencji przekonań, spojrzenia na nowo na problem, zagadnienie tworzenia wyimaginowanej rzeczywistości, która szarą codzienność podnosiła by na wyżyny egzystencji.

Tak. Jest i sens w tym, by bez słów, za pomocą rytuałów związanych z celebracją sztuki, w metaforyczny, intuicyjny sposób przekazywać idee „prostujące ścieżki dla Niego”. Jeżeli istnieje pewien pierwiastek, który każdego pretenduje do bycia przykładowym odbiorcą sztuki, jest on zaklęty w sposobie przeżywania świąt. Być może ta nadmierna ckliwość, przenoszenie niewyrażonych nigdy pragnień, emocji, w tym dziwacznie pozlepianym wydaniu nie pretenduje do nazwania, określenia ludzkiej potrzeby przeżywania, doświadczania wyższej rzeczywistości, jednak nie można przejść obok niej obojętnie. Oczywiście, przyśpieszona pogoń za rzeczywistością, konsumpcjonizm dosłownie pożarły te krótkie, grudniowe dni, zacierając granice między tym co faktycznie potrzebne, ważne, a tym co jest sztucznie wykoncypowaną koniecznością. Możliwość kupienia w bonusie dwóch kostek masła z nagraniem kolęd raczej niezbyt pozytywne światło rzuca na świadome potrzeby polaków, ale… saturnalia dają nadzieję, że dla sztuki zawsze będzie miejsce, nawet wtedy, gdy w muzycznych sanktuariach występuje Zenon ze swym jubileuszem. Żyję w cyklu. Te konkretne, napotkane punkty oczyszczają układ czasowy z tych wszystkich zawiedzionych nadziei jakie pokładałem w pewnych ideach. Oto idzie nowe. Oto nadchodzi czas oczyszczenia.