Romantyczność

Romantyczność

„Jakiż to chłopiec piękny i młody? Jaka to obok dziewica? Brzegami sinej Świteziu wody idą przy świetle księżyca. Ona mu z kosza daje maliny. A on jej kwiaty do wianka: Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny, Pewnie to jego kochanka. […] 12 sierpnia 1821.” /A. Mickiewicz/

Zanurzam się w przestrzeń sprzed zmroku. W zatoce drżą jeszcze nienaganne wspomnienia nieskroplonych czasochwil, spektakularnie przemilczanych. Konstelacja perfekcyjnie wkomponowanych barw, naprzykrzająca się w kontraście odczuwania. Perspektywa pełni odsłania się w każdym mikro zdarzeniu, choć w nabrzmiałym pochodzie myśli zenit zdaje się być wciąż czymś nieosiągalnym. Ja jestem. Ja. Jestem. Jestem. Ja. Słowa wybijane w niemal perfekcyjnym, zalęknionym pulsie mają ratować mnie przed zatonięciem w przestrzeni bez chmur, przed uwewnętrznieniem, odbierającym personie sakralną zdolność głębokiej obecności. Jednak i w mantrze zapewniania siebie o swoim wrodzonym, mistycznym trwaniu drzemie potencjał trwożnego wykluczenia.

Zanurzam się w przestrzeń sprzed zmroku. W pozorną bezpieczność zdarzeń. Może w owym nieustępliwym pochodzie zakrzywień czasoprzestrzennych odnajdę niezbite dowody bezwarunkowości? W tej nieposkromionej palecie barw zaklętych w przeciwstawnych symbolach, uparcie dopatruję się wniosków, sedna, rezolucji, przesłania, choć ich skandaliczna różnorodność, każe wątpić w pierwotny porządek wszechświata. To tylko ruch planet, wędrówka chmur i zakrzywienie życiodajnego, zabójczego światła słonecznego, którym nie sposób zaufać bez głębszych analiz poznawczych. Jestem. Ja. Ja. Jestem. Ja jestem. Oddychaj równomiernie, głęboko. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Napawaj się czasem w nadmiarze. Masz czas. Masz czas.

Zanurzam się w przestrzeń sprzed zmroku. Po raz wtóry, uparcie dążąc do poznania emocjonalnego, do eksploracji zjawisk w swej istocie epifanicznych, z których wytryska źródło artystycznej inspiracji. To wszystko kwestia doświadczania. Sposobu obcowania z otaczającym światem, intuicyjnego, niewerbalnego odczytania zjawisk, których tak często, jestem nieświadomą, umykającą częścią. Niewątpliwie moja przestrzeń nijak się ma do poletka Mickiewicza – świata skąpanego w prawdziwie nostalgicznym, wieczornym mroku, świata dźwiękowo delikatniejszego, bliższego naturze, szanującego jej moc, siłę, dzikość. „Świtezianka” powstała dokładnie 200 lat temu. Jednak czy „romantyczność” nie jest raczej postawą twórczą nastawioną na głębokie zanurzenie się w sferę artystycznych półcieni, niedopowiedzeń, niepewności? Rodzaj bycia w byciu. Nie tylko eksploracja wewnętrznej afektywności, ale także zdolność przenikania przestrzeni, stanów, rzeczy swą empatyczną, niespieszną obecnością. Romantycy to kreatorzy czasu. Czasu zgodnego z ich emocjonalnym odczytaniem otaczającego świata. Czasu zamyślonego, zakrzywionego drobnymi ludzkimi niedoskonałościami, z których rodzi się wewnętrzne poruszenie, nie znające ogólnospołecznej pulsacji. Czasu wsobnego, będącego najdobitniejszym wyrazicielem idei, emocji i formy, którym nie sprostałby żaden „obcy czas” zaczerpnięty, z jakiś „innych”, mniej wrażliwych „światów”.

„Sam został, dziką powraca drogą. Ziemia uchyla się grząska. Cisza wokoło, tylko pod nogą zwiędła szeleszcze gałązka.” Mickiewiczowską Balladę się nie tyle czyta co odczuwa. Może i to wskazówka ponadczasowego ducha romantyczności? Przenikanie wszystkich zmysłów…

Zanurzam się w przestrzeń sprzed zmroku, nie licząc na żadną bonifikatę. Jestem. Ja jestem. Jestem ja. Ja. Mam czas. Mam czas.