Really?

Really?

Prawda? A czymże jest prawda? Uwielbiam to dziwaczne pytanie Piłata. Wielu chciałoby w nim widzieć jedynie przewrotność ludzkiej natury, a jednak w dzisiejszym świecie to pytanie brzmi zaskakująco aktualnie i by nie popaść w przesadę…przerażająco! Oczywiście tworzymy sobie tzw. prawdy chwilowe, by przetrwać w natłoku dopadających nas informacji i przekonań. Nie ma chyba jednak nic bardziej zwodniczego jak dogmatyzm takiej „chwilowej prawdy”. Nie zdążymy się obejrzeć gdy ta już zacznie zaciskać swój zabójczy uścisk, byśmy już nigdy nie mogli oddychać pełną piersią. Bo czym jest prawda dla jednostki? Czym jest prawda dla społeczeństwa, a czym prawda dla świata? Czy jest coś co choćby w najmniejszym stopniu je łączy? No i czym wreszcie jest prawda w sztuce? Bo przecież istnieją tysiące przekonań o tym jak należałoby coś wykonać, przedstawić, jaką formę powinno przyjąć dzieło sztuki. Ile jest prawdy w prawdzie, skoro mimo iż te negują się wzajemnie, żadnej nie można w stu procentach uznać za oszustwo? Wydaje się, że na polu artystycznym wciąż (dzięki Bogu!) chodzi o wyzbywanie się dogmatyzmu na rzecz bycia przekonującym, obecnym, kochającym swoją profesję jak i ludzi dla których ją uprawiamy. Bo przecież prezentujemy pewną prawdę, nie zaś swoje marne wdzięki. Znów powraca do mnie to przeklęte porównanie. Co jest lepsze – idealne czy prawdziwe? Bez skazy czy przybrudzone, a przez to bardziej rzeczywiste, ludzkie, pełne tej ziemskiej energii której mimowolnie jesteśmy niewolnikami…? I jak to jest, że wykonanie w wielu aspektach niedoskonałe, nieczyste, potrafi zachować swą siłę oddziaływania na słuchacza? Jak coś, co w sferze prostej rozumowej dedukcji należałoby uznać za nieudane, niedokładne, niepewne, mimo wszystko zachowuje tak niezwykłą esencjonalność, spójność emocjonalnego przekazu? Być może, niektóre (a może i większość?) utwory wcale nie powstały li tylko po to by wykonać je perfekcyjnie w tej podstawowej warstwie muzycznej jakim jest tekst ze wszystkimi wskazówkami; nie po to byśmy przez kolejne stulecia zachwycali się geniuszem ich twórcy…lecz po to by wyrazić wewnętrzną niedoskonałość. Ciężko, bardzo ciężko jest mi o tym pisać, bo wychodzą z tego jakieś poradnikowe truizmy, a jednak nie potrafię przejść obojętnie obok myśli kołaczących się w mej głowie od kilku dni. Bo może właśnie siłą wykonania jest tylko i wyłącznie prawda? I to nie ta obiektywna, a więc to że utwór jest, ba! że nawet jest piękny, czy, że o zgrozo, zagraliśmy go idealnie. Nie, chodzi o tą zbuntowaną, schowaną, subiektywną prawdę emocjonalną, dzięki której każdy dźwięk, każda fraza to dzielenie się dobrem. Wówczas, niepostrzeżenie znika granica – Ja – wspaniały wykonawca posiadający wiedzę i narzędzia oraz – ty – niedokształcony odbiorca, niegodny by wchodzić w święte progi mej sztuki. Dzieje się coś wręcz przeciwnego – ja wchodzi w interakcję z Ty, który zechciałeś przeżyć mój dramat, i odebrać go na swój, osobliwy sposób. Każdy ma swoją prawdę w którą wierzy, której służy… Nie warto stale przekonywać, że nasza jest lepsza. Wystarczy żyć, muzykować w zgodzie z tą wewnętrzną prawdą. Wówczas nasza interpretacja będzie miała jakiekolwiek znaczenie dla świata. Jeśli będzie choć jedna osoba, która dzięki temu „prawdziwemu”, niepewnemu, brudnemu wykonaniu przeżyje swoje katharsis, to wierz mi… było warto!

A propos prawdy – ten rok był cudowny! Niech zbliżające się święta przepełnione będą prawdą i miłością, niech rozjaśnią mroki ponurej rzeczywistości!