22 Kwi Questions
Kto pyta nie błądzi, choć w dzisiejszych czasach błądzimy wszyscy. Możliwe, że z powodu płytkich, 100% odpowiedzi, które tracą wartość przydatności do spożycia wraz z kolejnym pytaniem. Mija rok od pierwszego blogowego wpisu. Nie jestem fanem statystyk i podsumowań zakrawających na sprawozdanie działalności artystycznej. Pewien obraz zysków i strat pozwala jednak ocenić trafność podejmowanych decyzji, stawianych tez i zaobserwować owoce podejmowanych przedsięwzięć. Dokładnie rok temu padły pierwsze pytania o prawa i obowiązki interpretatora. Prawa, bo konformizm jest śmiercią sztuki, a obowiązki, bo zaniechanie rozwoju jest pogrążaniem się w ciemności. Z tych właśnie nie wiedzieć czemu pejoratywnie odbieranych w Polskim społeczeństwie „obowiązków” rodzi się pasja. Stawanie się bardziej świadomym, wrażliwym, pobudzanie wewnętrznego imperatywu twórczego pomimo napotykanych przeciwności, pozwala przetrwać najszlachetniejszym pobudkom artystycznym. Interpretowanie zakłada uczestnictwo rozumu jak i natchnienia, w niemal równym stopniu. W pierwszym etapie rozkodowujemy partyturę wraz z tym co w niedoskonałym zapisie nutowym niewyjaśnialne. Stajemy się jednią z kompozytorem, jego czasami, epoką, historią, konwenansami, sztuką. W drugim etapie nadajemy jej nasz indywidualny kształt, uformowany z naszych przeżyć, uniesień i upadków. Czyż można zarzucić takiemu podejściu do interpretacji efekciarstwo i nonszalancję? Czy wykonawstwo podszyte strachem przed poszukiwaniem, wychodzeniem poza schematy ma siłę przekonywania? Jesteśmy w mniejszości. Melomani zarówno „barokowcy”, „nakręceni na współczechę”, czy Ci wierni filharmonicznej spuściźnie przełomu XIX i XX wieku. Jesteśmy w mniejszości zupełnie jak ten nieliczny odsetek społeczeństwa sięgający po literaturę piękną czy choćby fachową. Dzisiejszym światem rządzi większość uzurpując sobie prawo twierdzenia, iż skoro ich przekonania znajdują poparcie sporej grupy społecznej, to wszystko znajdujące się poza jej kręgiem staje się herezją, fantasmagorią. Siłą mniejszości jest jej przekaz. Prawda emocjonalna, która być może nie jest rozwiązaniem, odpowiedzią, a jedynie (sic!) pokrzepieniem, otrzeźwieniem. Pozbawianie się tych najważniejszych atrybutów twórczości byłoby niebezpiecznym precedensem pozwalającym stwierdzić, że „klasyczna mniejszość” pasjonuje się artystycznymi wydmuszkami. Tylko dzielenie się prawdą, tajemnicą i pięknem tkwiącymi w dziełach sztuki pozwoli inteligentenej, wrażliwej mniejszości przetrwać, i być może nawet powiększyć się o kolejnych „klasycznych frików”. Dzięki sile interpretacji przemawia muzyka. Niezwykłym przeżyciem był przedświąteczny koncert inaugurujący wielkanocną edycję festiwalu Actus Humanus. Oto w wielkim, wypełnionym po brzegi kościele świętego Jana zabrzmiała Pasja Mateuszowa Bacha/Jacobsa (gdyż nie był to „czysty”, „nieinterpretowany” Bach). W XXI wieku, na wykonaniu protestanckiej pasji zgromadzili się ludzie o zgoła różnych poglądach religijnych, politycznych, moralnych. Ci „historycznie poinformowani” jak i Ci poszukujący. W przeddzień Triduum Paschalnego rozegrał się dramat opisany przez Bacha, a opowiedziany przez Jacobsa i fenomenalnych muzyków Akademie fur Alte Musik oraz RIAS Chor. Nie podejmę się tu fachowej krytki koncertu, gdyż nie mam do tego uprawnień i nigdy mnie to nie fascynowało. Z resztą, jak to opisać słowami? Nagłe łzy przeplatane przerażeniem i uśmiechem, głucha cisza wieńcząca część pierwszą, tuż po obezwładniającym „O Mensch bewein” są wyznacznikiem raczej amplitudy emocjonalnej niż wykonawczej. W czym tkwił fenomen właśnie Tego Bacha? Wszystkie aspekty dzieła muzycznego od artykulacji, przez agogikę, kolorystykę i budowę formalną nakierowane były na emocjonalną i dramatyczną prawdę, która wymaga odwagi i odpowiedzialności. Odwagi w doborze środków wykonawczych, odpowiedzialności za powstały przebieg formalny. Tak rozumiana interpretacja nie jest złem, duchem minionego stulecia, lecz ponadczasowym skarbem człowieczeństwa. Kto pyta nie błądzi- dziś wierzę w to jeszcze mocniej.