Power

Power

Godziny przygotowań, minuty wypełnione muzyką. Ćwiczenie. Poszukiwanie odpowiedniej, przekonującej interpretacji. Odkrywanie utworu – jego komunikatywności, potencjału emocjonalno – wyrazowego. Poruszenie, zachwyt, złość. Dni, miesiące przygotowań. Dobór tempa, barwy, rozszyfrowywanie zaklętego w nutach czasu. Czasu wyjątkowego, który nie ugina się pod pręgieżem codziennej bieganiny. Dni wypełnione przygotowaniami. Ostatnie szlify. Ostatnie zmiany… i oto nadchodzi ten jeden wyjątkowy muzyczny wieczór. Wieczór na który czekaliśmy, który wyobrażaliśmy sobie milion razy. Muzyka – instrument – publiczność i my w nieokiełznanym lęku. Choć stres związany z wystąpieniem publicznym nie jest niczym wyjątkowym, to w procesie edukacji często uznaje się go za tabu. Zakłada się, że albo ktoś jest zdolny go przezwyciężyć, albo po prostu trema go „zżera” odbierając mu wszystkie atuty dobrego muzyka. Jednak czy faktycznie jest tak, że panowanie nad stresem jest czymś przyrodzonym, danym od Boga, lub że jest objawem siły psychicznej? Czy nie jest tak, że albo sami odkrywamy różne sposoby na odnalezienie się w sytuacji scenicznej lub trafiamy na wyjątkowego pedagoga, który zdaje sobie sprawę, że oprócz wiedzy i ćwiczeń, liczy się także, a może przede wszystkim wsparcie i opieka? Może zbyt rzadko tłumaczy się mechanizmy rządzące człowiekiem w zderzeniu z sytuacją stresową? Napięcie związane z publiczną prezentacją stało się tabu, albowiem oznacza przyznanie się do słabości, kruchości, które w świecie pracowitych mocarzy są nie do zaakceptowania. Niestety wypieranie uczuć zawsze skutkuje erupcją lęków w najmniej spodziewanym momencie. O ile do sytuacji stresowych można się przyzwyczaić świadomie obserwując swój organizm, to spotkanie z napadem niespodziewanego lęku nie jest już tak łatwo. Zdaje się, że najczęściej obserwowanym sposobem radzenia sobie ze stresem jest tzw. „zagrywanie”. Budzimy się rano i jedyne czego pragniemy to usiąść wreszcie do instrumentu i grać. Grać nieprzerwanie, bez ustanku, bezmyślnie. Byleby palce zagłuszały zaniepokojoną głowę. Zamieszanie jakie wprowadzamy wówczas do świadomości, może skutkować zwiększeniem siły rażenia niekontrolowanych emocji podczas koncertu, które przecież bez względu na naszą technikę ich ukrywania, tlą się w nas cały dzień, aż do chwili występu. Przyznanie, że odczuwamy niepokój pozwoli nam spojrzeć zupełnie inaczej na całą sytuację. Organizm, który wie z czym ma do czynienia i dlaczego, potrafi sobie poradzić niemal ze wszystkim. Sposobów świadomego odprężenia jest mnóstwo i każdemu odpowiadać będzie coś zupełnie innego. Od wypełnionej miłością do świata, ludzi, siebie – medytacji; przez długie, spokojne spacery w otoczeniu niezawodnej natury; spotkania z przyjaciółmi, aż po uprzywilejowane drzemki. Niezwykle skuteczne jest opanowanie techniki świadomego oddychania, która przywraca naszemu organizmowi spokój i kontrolę – tak niezbędne w trudnych sytuacjach. W końcu przygotowujemy się po to, by podzielić się ze światem miłością, pięknem i dobrem, nie zaś po to by emanować swoją błyskotliwością. Gdy muzyka jest na pierwszym miejscu – wszystko jest na właściwym miejscu. Z tabu należy walczyć w jedyny skuteczny sposób – niszczyć jego warownie słowem, przyznaniem, że to o czym pozornie mówić nie wypada – istnieje, oraz że mamy prawo w pełni odczuwać wszystkie pojawiające się emocje.