08 Paź Pokolenie X
„Historia sztuki nie zna pojęcia wieczności, bowiem śmierć może dotknąć nie tylko poszczególne dzieła, ale i całe epoki. Wszelako romantyzm, który ucieleśnia sprzeczność wewnętrzną, i zarazem wolę jej przezwyciężenia, jest wieczną zasadą sztuki. W romantycznej muzyce XIX wieku zasada ta znalazła swój wyraz najświetniejszy i zarazem najbardziej wieczny.”
A. Einstein, „Muzyka w epoce romantyzmu”.
Wieczna wola przezwyciężenia niewiedzy. Moda na ciągłe odkrywanie; nieustanne nienasycenie. Dziś możemy z całą świadomością powiedzieć, że kolejne pokolenia kompozytorów znały dokonania „dawnych mistrzów”, inspirowały się nimi. Nie dziwi fakt, że w słynnej bibliotece rodziny Bachów, którą Jan Sebastian z wielką pieczałowitością prowadził, znalazły się takie dzieła jak Fiori Musicali Frescobaldiego; czy współczesne mu Stabat Mater Pergolesiego. Bach jednak ani zbioru Mszy Frescobaldiego, ani Stabat Mater nigdy nie wykonał.Owszem- opracował; przekomponował dzieło Pergolesiego, tworząc swój Psalm 150- jednak w wieku XVIII utwory poznawano po to by rozwinąć swój warsztat kompozytorski, wykonawczy, poznać różne ośrodki i style- przyswoić obcy język muzyczny. Były to czasy trzech wielkich stylów muzycznych, które swe początki miały w muzyce Fresobaldiego, Sweelincka i Lully’ego- a więc styl włoski, francuski i szkoła północna, wywodząca się jeszcze od dawnych mistrzów franko- flamandzkich. To właśnie poznanie odrębności tych kręgów kulturowych, zaowocowało wspaniałą muzyką środkowych niemiec (Bach i synowie) oraz Austrii (Muffat, ale później także i Haydn i Mozart). To tu krzyżują się różne pomysły, idee. Mówimy, że coś jest bardziej w stylu włoskim, improwizowanym, operowym; a coś bardziej w stylu francuskim, dworskim, ozdobnym- choć to wszystko, to określenia twórczości tego samego kompozytora (czasem nawet w ramach tego samego utworu- np. Toccaty Muffata). Pogłoska, pokutująca po dziś dzień, o śmierci i zmartwychwstaniu dzieł Bacha w XIX wieku, jest o tyle romantyczna, o ile zapomnimy o dziełach innych kompozytorów. Tydzień temu bohaterem wpisu była Msza h- moll Jana Sebastiana Bacha- później wielokrotnie przekomponowywana, przeinstrumentowana przez innych kompozytorów (m.in. C.Ph. E. Bacha- który w wielu miejscach wymazał partię obojów grających colla parte- zgodnie z praktyką swojej epoki). Dzieło ważne też jako czysto artystyczna idea lipskiego kantora- sztuka dla sztuki- ponad sto lat przed wypowiedzeniem tych znamiennych słów. W ślad za nim poszedł Wolfgang Amadeusz Mozart, który z wdzięczności za ślub z Konstancją, narodziny dziecka – rozpoczął pracę nad Wielką Mszą c- moll. Znów! XVIII wiek- wielkie dzieło wokalno- instrumentalne, bez zlecenia, bez planów wykonania go publicznie- za to z pewną dozą artystycznego spełnienia. Dzieło Amadeusza w wielu segmentach zdradza wzorowanie się na starych, dobrych „kontrapunktystach”- Palestrinie, Bachu- zwłaszcza otwierające Kyrie. Nie bez znaczenia są też monumentalne rozmiary utworu (nieliturgiczne); które czynią je raczej „mszą artystyczną”, „koncertową”- na długo przed „wyzwoloną” Missą Solemnis Beethovena. Tym co zdradza najbardziej intymne związki kompozytora z treścią dzieła, są operowe, pełne wdzięku i koloratur „arie” sopranu- które po raz pierwszy pojawiają się w środkowym ogniwie Kyrie. To przeciwstawianie monumentalizmu chóralnego kunsztu (symbolizującego w pewien sposób świat) – solowym, pełnym swobody kadencjom sopranu (symbolizującego jednostkę, indywidualizm) w II poł XVIII wieku, wpisuje się w globalną dyskusję o prawach jednostki; w filozoficzny nurt oparty na I. Kancie. Fenomenalnie opisane zostają narodziny człowieka, we fragmencie „Et incarnatus est”- pełne zadziwiających zwrotów harmonicznych; litryzmu i delikatności. To zapewne aria młodej kobiety, młodej matki opisującej cud narodzin. To właśnie ta Aria wywołała oburzenie wśród Salzburskiej publiczności, gdzie wykonano fragmenty mszy podczas podróży Wolfganga i Konstancji do ojca- Leopolda. Muzyka sakralna, a tak zbliżona do ludzkiego odczuwania- poprzez „operowe sztuczki”. Dla konserwatywnego środowiska prowincjonalnego miasteczka, było to coś niewyobrażalnego. Wszyscy Ci którzy uczyli się kiedyś historii muzyki wiedzą, że msza c-moll nosi przydomek „niedokończona”. Mozart porzucił komponowanie mszy wotywnej z prostych, życiowych powodów- po powrocie do Wiednia, okazało się, że ukochany potomek nie żyje (w tamtym czasie śmiertelność wśród niemowląt była ogromna). Oczywiście- kolejni kompozytorzy inspirowali się nadal swoimi mistrzami- i tak Beethoven swe pierwsze sonaty dedykuje Haydnowi- bowiem na jego twórczości są wzorowane. Cóż pisać o inspiracji Beethovenem… Mendelssohn (choćby Symfonia „Lobgesang” wokalno- instrumentalna); Berlioz (Symfonia „Fantastyczna”) i wielu wielu mniej znanych twórców- wśród nich także Carl Loewe (organista i kompozytor działający w Szczecinie), oraz Friedrich Wilhelm Markull (organista i kompozytor działający w Gdańsku). Zdecydowanie- o inspiracjach Beethovenem, to już materiał na większy, osobny artykuł… Więc, czy faktycznie historia sztuki nie zna pojęcia wieczności? W sensie globalnym- możliwe. Śmierć jednak nie dotyka całych epok- całe epoki istnieją w twórczości następnych pokoleń.