Pojedynek

Pojedynek

Nasze życie determinują zawody. I to nie tylko te wyuczone czy miłosne (na szczęście). Nie chodzi też o to, że ktoś może zawodzić, czyli „śpiewać” czy może raczej wyć (też na szczęście). Tym bardziej o zawiedzione nadzieje pokładane w kimś lub w czymś… Mowa oczywiście o Igrzyskach, pojedynkach, konkurencji, rywalizacji- czyli czymś co w muzyce obecne jest od czasu „pierwszych wielkich osobowości” – od baroku. Może opisy i legendy m. in. o słynnym „pojedynku” improwizatorskim Bacha z Marchanedem są niepotwierdzone u „źródeł”; przesadzone; „dosłodzone”… ale już „ustawiony” konkurs na stanowisko organisty w Hamburgu (który Bach przegrał) opisywany był szeroko w ówczesnej prasie (wygrał protegowany z miasta). Milos Forman w filmie „Amadeus” pokazuje ciągłą rywalizację- o względy Cesarza, publiczności, uczennice, sławę- między Mozartem i Salierim (znów… „romantyczna legenda”, która w zasadzie wrosła już na stałe w obieg plotkarski- zestawienie tych dwóch nazwisk, od razu otwiera w umyśle niebezpieczną furtkę: intryga, morderstwo, zazdrość… ect.- choć Salieri był niezłym kompozytorem i… fenomenalnym pedagogiem, który ukształtował m.in. Beethovena). Romantyzm to już istna bomba. Trudno się dziwić- same indywidualności. Konkurowali ze sobą Paganini z Lipińskim; Chopin z Lisztem (pomimo przyjaźni), organiści Vierne i Gigout (słynny wpis w pamiętniku Vierna, opisujący wykonanie Cantabile podczas pogrzebu Cesara Francka…”nieczułe”, „zimne”… a przy organach siedział E. Gigout właśnie). XX wiek, przynosi nam już regularne „Konkursy Muzyczne”, w których w szranki stają utalentowani, młodzi wykonawcy, oceniani przez Mistrzów w swoim fachu. Zawsze fascynuje mnie myśl, że w I Konkursie Chopinowskim brał udział m.in. Dymitr Szostakowicz; czy fakt, że na I Konkursie Wieniawskiego w 1935, obok siebie stanęli tacy artyści jak: Dawid Ojstrach; Ida Haendel i Grażyna Bacewicz… Duma z narodowych świąt muzycznych, jakimi są niewątpliwie obydwa wspomniane konkursy (w zasadzie, to „filary” wychowania muzycznego- statystyczny Polak, właśnie wtedy w mediach głównego nurtu widzi wzmiankę o tym co dzieje się w Warszawie czy Poznaniu- „to jest Konkurs, jakżesz go nie słuchać?”); świadomość konieczności samorozwoju artystów; pobudzanie środowiska muzycznego; możliwość przeglądu różnych stylów wykonawczych- to wspaniałe, bezdyskusyjne atuty konkursu. Jak jednak dziś postrzegamy tą rywalizację? Czy w globalnej wiosce jest jeszcze miejsce na szkoły narodowe, którymi zachwycano się w pierwszych edycjach konkursów. W recenzji z 1935 roku czytamy iż: „Konkurs Wieniawskiego nie tylko wyostrzył wzrok niejednemu z uczestników i skrzydeł mu dodał do dalszych lotów artystycznych, ale pobudził jednocześnie wielu naszych specjalistów — nauczycieli do rozmyślań nad dalszym formowaniem sztuki skrzypcowej młodzieży, do rozważań na temat obecnie panujących na szerokim świecie kierunków pedagogiki wiolinistycznej, do ustalenia w sobie opinji dokąd, jeżeli okazja się nadarzy, kierować swych wychowanków, po ukończeniu przez nich studiów w kraju…”. Czy nie jest dziś tak, że obostrzenia obejmujące tzw. idiom wykonawczy stają się nie do zniesienia; zakleszczając kreatywność młodych artystów? Możnaby odnieść wrażenie, że im dalej od epoki kompozytora, tym nabieramy większej pewności jak ją wykonywać. Co zatem mogą mieć do zaprezentowania młodzi muzycy, pełni idei, ale i wygłodniali sukcesu? Czy muszą oszukiwać wewnętrzny imperatyw twórczy żeby zdobyć podium? No i wreszcie cytując Iwaszkiewicza: „Technicznie młodzież bije najlepszych pianistów starego pokolenia – ale co się stanie z tą hiperprodukcją artystyczną?” Konkursy otwierają niejednemu drogę muzycznego spełnienia (o nie, słowo kariera tu nie padnie!), jednak bez ducha otwartości artystycznej ze strony publiczności oraz jury czy krytyków, mogą mocno namieszać w psychice i wrażliwości młodego artysty. Warto czasem pomyśleć, że wykonawca, o którym mamy tyle do powiedzenia…to człowiek. Z każdego świadomie śledzonego przeze mnie Konkursu, pozostaje mi w pamęci jakieś świeże, cudowne wykonanie, w którym odkrywam, że grający patrzy z innej perspektywy i swoim władczym tonem nakłada mi te niespotykane dotąd jego własne okulary, przez które widzę świat zupełnie inaczej. Podziwiam, zdumiewam się- nie zawsze się zgadzam, ale to doświadczenie odkrywa przede mną nowe muzyczne ścieżki, które naginają zastaną rzeczywistość.