13 maja Piękny Dotyk
„Johann Sebastian Bach – najbardziej godny zaufania intymny kochanek sztuki muzycznej” /J. N. Forkel/
Nasze spojrzenie jest asymetryczne. Spiętrzamy piramidę schematycznego odbioru, zasłaniając dzieło katalogiem aspiracji. Może to pozorne „ułatwienie” słuchania, poprzez analityczne „rozkręcenie” na czynniki pierwsze mechanizmów rządzących misternie utkaną strukturą, stanowi nieoczekiwane zaciemnienie treści? Ersatz słuchania, przewodnik błądzących? To buńczuczne uczucie – tak beztrosko poznawać nową przestrzeń bez wytycznych licznych periodyków „o”. Zawężenie spojrzenia do miejsc, które należy zobaczyć, w przelocie, w tunelu nierealnego świata zabytków „must have”, w tyglu niedookreśloności, nijakości, bezguścia. Wykluczenie niebezpiecznego, niepewnego doświadczania, z którego nie powstają przecież krzykliwe zdjęcia, i w którym „nie odhacza się miejsc” do zobaczenia. Zmarginalizowanie chęci poznania „innych”. Globalne wyciszenie potrzeby inspiracji.
Czołowy cytat, zaczerpnięty z pierwszej znanej nam biografii Jana Sebastiana Bacha autorstwa Nicolasa Forkela, wydanej w 1801 roku, to tylko wierzchołek góry lodowej – tego w jaki sposób doświadczano jego sztuki jeszcze w epoce „przedromantycznej”. Tytułowy „piękny dotyk” – to także cytat z tego niestrudzonego autora, który latami zbierał materiały o owym „intymnym kochanku sztuki muzycznej”, utrzymując ożywioną korespondencję z Carlem Philipem Emmanuelem. W zasadzie nie powinno nas dziwić, tak emocjonalne przedstawienie postaci, skoro Forkel czerpie materiały „z pierwszej ręki”, spisując głównie słynne anegdoty, które krążyły o twórcy Kunst der fuge, odmalowując na wskroś romantyczny obraz artysty oddanego swej sztuce. Problem stanowią późniejsze perturbacje oraz kolejne „nowe” odczytania dzieła Bacha, przez pryzmat na wskroś matematyczny, analityczny, odczłowieczony.
I tak z „doświadczania” pozostał nam dość kusy asortyment. Poprzez wykluczenie emocjonalności, nadmiernej egzaltacji, tego niewytłumaczalnego pejzażu ludzkiej, pełnej obecności, wynikającej z ujawnienia się sacrum w rzeczywistości cielesnej, ziemskiej. z przerażeniem odrzuciliśmy uczłowieczoną koncepcję zmaterializowania absolutu w znanej nam rzeczywistości. Bach stał się doskonałym matematykiem, którego kunszt podziwiać należy, choć nie koniecznie utożsamiać się z jego „Sod”. Problem z drobiazgowym podziwem dla misteryjnej konstrukcji fakturalnej, wynika z jej dość powierzchownej treści oraz konieczności zapoznania się z zapisem nutowym, by skonfrontować się z dokładnym szkieletem muzycznym, a przecież „życiem muzyki” nie jest jej piękno estetyczne, lecz piękno wynikające z treści lub z doświadczenia transcendencji, bez względu na dobór środków. Oczywiście – pytanie o sposób w jaki Bach osiąga swój cel, jest zasadne w ustach żyjącego kompozytora czy wykonawcy, chcącego się wgłębić w istotę rzeczy – jednak prawdziwe jądro doświadczania, znajduje się poza obszarem racjonalizacji. To ważne by nie przekreślać w tym pierwszym spotkaniu intuicji i wyobraźni, gdyż to właśnie one, w ostatecznym rozrachunku pozwalają muzykowi – wykonawcy poprzez empatyczne odczuwanie, przeniknąć niedoprecyzowaną w zapisie kwintesencję dzieła, o którym spierają się niestrudzenie muzykolodzy i filozofowie, pragnąc osiągnąć status quo w kwestii właściwego wzorca – „jak powinniśmy odczytywać Bacha”.
Owo status quo stanowiło by smutną prawdę o archaizacji bachowskiej spuścizny, a co za tym idzie o wykluczeniu jej z tętniącej życiem tkanki kulturalnej (rzecz dziś niewyobrażalna). Przenikanie dzieła, stanowi najważniejszy element utożsamienia, z którego wynika późniejsza możliwość komunikacji, oddziaływania za pomocą sztuki dźwięków na drugiego człowieka jak i siebie samego – w poszukiwaniu nieosiągalnego absolutu. Jak pisał Carl Philip Emmanuel w liście do Forkela: „Zmarły (J.S.Bach) tak jak wszyscy prawdziwi muzycy, nie był miłośnikiem suchych, matematycznych spraw…” A myśmy nie tylko go tym miłośnikiem uczynili co i mistrzem owej perspektywy. „Starego Bacha” należało by uznać wreszcie za mistrza decorum, i w owej doskonałej zgodności treści z formą, odnaleźć szlachetną drogę zasłuchania, w którym duch muzycznego uniesienia przejmuje prymat nieskrępowanego doświadczania.
Piękny dotyk, którego wg Forkela Bach miał nauczać z namiętnością, stanowi przecież fenomenalny opis sposobu wydobycia dźwięku, determinujący wrażliwość na dźwięki zasłyszane z instrumentu jak i z duszy…
„Nicht Bach, sondern Meer sollte er heißen” /R. Schumann/