oMNIPOTENTNOŚĆ

oMNIPOTENTNOŚĆ

„Szukał czegoś w sobie samym, czegoś co już dawno zatracił, a co – miał nadzieję – może odnajdzie tutaj. […] Tak, tego w sobie szukał – szukał człowieka.” /T. Gulbranssen – „A lasy wiecznie śpiewają”/

Paradoks omnipotencji. Nieustabilizowany, wieloznaczny paradygmat nieskrystalizowanej obecności twórcy w swym dziele. Udział jego nieistniejących myśli i manier w kontekście zawoalowanego, podskórnego uczestnictwa innego „ja” w „ja” współczesnym, mierzącym się z realnością niedostępną minionym pokoleniom, i zapewne niezrozumiałą dla pokoleń przyszłych. Omnipotencja in spe twórcy w jego własnym dziele, stanowi problem bardziej złożony, gdyż owoc jego doświadczenia – dzieło w sensie dosłownym – ulega nieustannym przemianom, reinkarnacjom, docierając do wykonawcy współczesnego, z całym bagażem tradycji, mód, idei, przekonań, które dla zasady, dla wiecznej odnowy i „racji” pokolenia następującego „po”, muszą pójść do lamusa. Czy jednak każde dzieło jest w stanie udźwignąć każdy światopogląd? Czy dla wyrażenia idei sprzecznej, opozycyjnej, wykonawca nie powinien sięgnąć po twór bardziej spójny z jego potrzebą przekazu, komunikacji uczuć doświadczanych w związku z zastaną rzeczywistością realną lub fantastycznie wyimaginowaną, wytrenowaną poprzez skuteczne wybory trendu?

Konkurs Chopinowski to twór dość dziwny. Olimpiada monograficzna wykańczająca słuchaczy powtarzalnością cudownych ballad i nokturnów, które w dużej dawce i natężeniu, w świecie zmechanizowanym, ucybernetyzowanym, cynicznym, ukierunkowanym na sportową rywalizację – stają się pieśnią tęsknoty za rzeczywistym odczuwaniem ale i nadużywaną formułą uwznioślenia, która współczesności jest raczej obca. To poszukiwanie ideału w paradoksalnie „nieidealnym dziele” bo zrodzonym z improwizacji i fantazji, którym szczęśliwie hołdowało wrodzone oraz nabyte w procesie edukacji – wyczucie formy. O tym, że dzieło to jest pojemne w obszarze emocjonalnym, przekonać może się każda uwrażliwiona dusza, która z intymnym, odważnym wykonaniem Chopina się kiedykolwiek spotka i pozwoli sobie na „zasłuchanie”. W tym przecież tkwi fenomen owej spuścizny wywodzącej się ze świata i kultury dawno minionych, tajemniczych i obcych człowiekowi XXI wieku, tej personie „smart” i „clever”, która posiadając dostęp do ogromu wiedzy światowej…sięga po marginalizowane teorie spiskowe.

Mimo, iż w konkursie co pięć lat poszukuje się idealnego idiomu Chopinowskiego, wyznaczającego ścieżkę – główny nurt interpretacji akceptowalnej, to każdy z konkursów jest w dużej mierze odzwierciedleniem temperatury emocjonalnej, duchowej swoich czasów, przez co uzmysławia nam zmiany zachodzące w potrzebie wyrażania idei oraz obecności poprzez sztukę dźwięków. Obecności, która zaznacza się w natężeniu, czasie, kolorycie, oddechu, odczytaniu, empatii jaką wykonawca odczuwa względem omnipotentnego twórcy. Być może, to właśnie najcenniejszy owoc olimpijskich zmagań, które aurze akurat tej muzyki – przesączonej intymnością, samotnością oraz zindywidualizowaną emocjonalnością – są z natury obce.

Konkurs „około pandemiczny” jest w tym przypadku jednym z najciekawszych doświadczeń. W poprzednich zmaganiach w 2015 roku, silnie wyczuwało się główny nurt poszukiwań, który podążał w kierunku odczytania minimalistycznego, gdzie z pietyzmem oddawano się medytatywnemu zasłuchaniu w nieśpiesznie pęczniejące frazy. Było to doświadczenie zadziwiające, bowiem o ile dzieło Chopina jest tworem intymnym, głęboko uduchowionym, ukierunkowanym na wewnętrzne doświadczenie słuchacza /wykonawcy i odbiorcy/, o tyle minimalistyczna powściągliwość, wyrażająca się mimo wszystko w „niedążeniu” do heroicznego celu, wydaje się mu być zupełnie obca. „Zrezygnowany Chopin” nie uświęca swoich słuchaczy, a pozostawia jedynie w odrętwieniu, zaskoczeniu i niespełnieniu. Tu ominpotentność twórcy objawia się ze zdwojoną siłą, bowiem duchowość idzie w jego dziele z cielesnością, doświadczaniem emocji czysto ziemskich, ludzkich, jak tęsknota, nostalgia, rozpacz, ale i treści prawdziwie dramaturgicznych, bo przecież finał Ballady f-moll symbolizuje siły i moce dalekie od harmonijnego, niebiańskiego pokoju.

I tu sięgamy do konkursu obecnego, który objawia się w znaczącej opozycji do tego co proponowali młodzi wykonawcy w 2015 roku. Z jednej strony drastycznie zmienił się świat, w którym zachwiały się stabilne demokracje, a niepodważalne prawa człowieka i jednostki, oraz potrzeba niesienia humanitarnej pomocy zostały bezkarnie zakwestionowane. Z drugiej strony, wszystkich uczestników dotknęła przymusowa izolacja, która wymusiła odczuwanie oraz na nowo uzmysłowienie sobie uczuć, także tych negatywnych, a artysta – muzyk to przecież ktoś kto nie zna innej formy wyrażenia uczuć jak poprzez swoje dzieło. Z prawdziwym dreszczem słucha się dziś tych wszystkich Etiud, Scherz i Ballad, które niosą z sobą tak wiele indywidualnej narracji wynikającej z „przeżycia”, obecności. Każde z nich – to niezależny mikroświat, który przy całym respekcie dla omnipotentnej obecności Chopina w dziele, zawiera potężną dawkę indywidualnego przekazu, będącego kwintesencją obecności wykonawcy w prezentowanej strukturze muzycznej. Kwintesencją, która niczym tajemna mikstura z romantycznych ballad ożywia dawne duchy i demony, by te mogły przemówić, prawiąc o tym, czego racjonalne personifikacje bytu nie chcą wpisać w kanon swych upiornie konwencjonalnych doświadczeń.

Paradoks omnipotencji twórcy dzieła, które później żyje życiem nowym, jakiego udziela mu inna wrażliwa dusza, w jakimś zupełnie innym wszechświecie, bo przecież gdyby Chopin stanął dziś na scenie Filharmonii Narodowej w Warszawie…