Nunc stans

Nunc stans

Wieczność lub wieczna egzystencja. Atrybut Boga. Nie tyle nieskończony czas, co forma istnienia niepodlegająca ograniczeniom czasu. Forma trwania, nie wymagająca zmiany ani koniecznego następstwa. Słynna formuła bezczasowości, dostrzegająca istnienie przestrzeni nie poddającej się władaniom czasu, choć ekspansywnie ów czas eksplorującej, nadającej jej kształt, zmieniającej sposób jej doświadczania. Wizja owego bezkształtnego ideału, niezmiennie unoszącego się ponad wodami doraźnych uniesień, to odwieczne marzenie homo sapiens sapiens o istnieniu bezpiecznego raju, w którym czas nie będzie już wrogiem, a sprzymierzeńcem, bo nie trzeba będzie już go wypełniać, naginać, a jedynie nieświadomie doświadczać następstw trwania w świecie idei nie ulegającej bezwzględnym siłom postępu.

W codziennym trwaniu, pojęcie wieczności nabiera szczególnie ekstremalnego, ekstrawaganckiego zabarwienia bezcelowości, bo ów brak miar czasowych stanowić może zarówno uwolnienie od przywar natarczywych, wypełnionych po brzegi czasochwil, jak również przytłoczenie ową nieznaną perspektywą niezaplanowania, niedążenia, nie umiejscawiania zdarzeń w czasie. Brak kajdan, owych ciasnych ram, przeciw którym można by wzniecić niebotyczny bunt o wolność, otwiera przestrzeń do rozważań nad poczuciem, sensem, odczuwaniem wyimaginowanej przestrzeni bezczasowości. Następstwa zdarzeń, występujących w pozornym, symetrycznym ukształtowaniu przy nieregularnym, natarczywym powtarzaniu wywołuje w słuchaczu skrajne emocje, w których odnaleźć może dwie drogi. Zatopić się w medytacyjnej chwili, wypełnionej niezmierzona ilością dźwiękowych sekund szczęśliwego, niewzruszonego trwania lub odrzucić koncepcję sprzeczną z naturą świata i czasu. W kosmosie bowiem wszystko się porusza i choćbyśmy pragnęli zatrzymać proces eksploracji, on i tak jest naturalnie wpisany w system doświadczania istot żyjących. A więc czas istnieje, bowiem istnieje ruch w przestrzeni, nieubłaganie ową materię przetwarzający, odmieniający.

Czy więc konstans, owa Mannowska „formuła bezczasowości” nie może zaistnieć we wszechświecie uwikłanym w perspektywę ciągłego ruchu, natarczywej, nieokiełznanej zmiennej? Czy może jednak w doświadczeniu duchowym, owo „nunc stans” staje się prawdziwym, realnym zagadnieniem? Pryzmat przez jaki dostrzec można fenomen pozornej sprzeczności tych dwóch struktur pozwala ujrzeć także nowy cel poszukiwań przestrzeni wspólnej dla doświadczenia duchowego jak i fizycznego.

Pozornie różne postrzeganie czasu, jest bowiem odpowiedzią na różnorodność przestrzeni w jakiej ów czas jest doświadczany. My, znajdując się obecnie w zenicie eksplorowania bogactwa natury wraz z jej wszystkimi, czerwcowymi dobrodziejstwami, świętujący królowanie dnia, światła, stajemy w niepisanej opozycji do „nas” sprzed pół roku, gdy na przeciwległym biegunie doświadczaliśmy głębi mroku, nastawania nocy na przekór dążeniom współczesności – na przekór marzeniom o stałym zrównaniu dnia i nocy. Jakże owa przestrzeń sekund, minut, godzin była inna, jakże ciemność rozpościerała nad naszym odczuwaniem poświatę melancholijnego poddania się następstwom powolnego przepływania owych niezmaterializowanych zmian ustawienia wskazówek zegara. Gdy noc owłada grudniowe popołudnia, nasze odczuwanie świata jest dramatycznie odmienne niż w czerwcowym popołudniowym zenicie, gdy perspektywa nastającego mroku zdaje się być tylko mrzonką, mitem, legendą.

Sprzeczność wieczności oraz zrytmizowanej wersji istnienia w określonym czasie jest tylko pozorna, bowiem obydwu może doświadczyć ta sama jednostka zatapiająca się w innej przestrzeni eksplorowania podobnego wycinku chwil, mierzonych inaczej, bowiem termometr doświadczeń emocjonalnych, rządzi się swoimi prawami.

Tak postanowiłem zestawić te siły w „Die Ganzen Welt”. Oba te doświadczenia są mi bliskie. Chciałbym by i mój słuchacz mógł ich posmakować, nie wstydząc się „błogiego czasu dla siebie…”!