Navigation

Navigation

„Nie można zabijać czasu, nie raniąc wieczności” /H. D. Thoreau/  

Muzyka jest sztuką dojrzałego operowania czasem. Wypełnianiem pustej przestrzeni przekonującą ideą. Tworzeniem imaginacji w konkretnie uwarunkowanej sytuacji. Pustka symbolizuje tu potencjał, jaki niesie ze sobą moment przerwania ciszy. Moment muzycznej inicjacji. Cisza zaś nabiera szczególniejszego znaczenia dzięki niezmąconej sile dźwięku. Zaznacza swoje istnienie dzięki kontrastowi, dzięki zestawieniu z wyobraźnią melodyczną, harmoniczną i rytmiczną. Dźwięk sprawia, że cisza staje się dostępna i potrzebna. Święty Ambroży opisywał to zjawisko porównując muzykę do szumu fal, których miarowość nie burzy ciszy, ale wręcz nadaje jej rytm i czyni ją słyszalną. Czas jest tu podstawowym czynnikiem. Jego odczuwanie przez odbiorcę może wyznaczać poziom ekscytacji, mistycznego wtajemniczenia lub…nudy i marazmu. Stąd niektóre wielogodzinne koncerty mijają nam w mgnieniu oka (ucha? sic.), inne zaś trwają w nieskończoność już od pierwszych taktów. „Nuda to jałowy bunt przeciwko bezruchowi” (F. Gross). Względność czasu. Pomimo, iż jego kreowanie jest jedną z najważniejszych umiejętności muzyka, zbyt często pomija się ten aspekt w procesie edukacji. Różne sposoby ćwiczenia, najzmyślniejsze patenty wykonawcze, ani nawet ilość godzin spędzonych przy instrumencie nie gwarantują nam odnalezienia się w przestrzeni dźwiękowej. Warto zastanowić się czy w procesie „uspartawiania” muzyki w trakcie wielogodzinnych potyczek, składających się z niezliczonej rzeszy powtórzeń, ucho i umysł muzyka mogą być rzeczywiście aktywne. „Myśli moje usypiają gdy je trzymam w siedzącej pozycji, umysł nie chce iść sam, o ile nogi go nie niosą.” Czy poszukiwanie czasu ma miejsce tylko przy instrumencie? Otworzenie się na słuch wewnętrzny, działający bez potrzeby fizycznej kreacji dźwięku umożliwia całościowe spojrzenie na problem czasu. Spowodowane jest to prostym faktem przenikania światów realnego i wyobrażonego. Czas muzyczny jest odbiciem sposobu życia. Jego kreowanie odbywa się na poziomie wyobraźni, wrażliwości. Poczucie pulsu łatwiej przyswoić regularnie spacerując lub oddając się codziennej medytacji niż posłusznie reagując na wielogodzinne ruchy wskaźnika metronomu, tej nieubłaganej protezy czasu. Jej nadmierne używanie zagłusza naturalną potrzebę stworzenia struktury metrycznej zgodnej z naszym wewnętrznym poczuciem czasu. Często więc w efekcie po odłączneniu tego sztucznego tlenu stajemy się bezradni, tracimy balans. W obliczu braku kontroli z zewnątrz uaktywnia się intuicyjne odbieranie czasu, który bez skojarzenia z rzeczywistością duchową chaotycznie poszukuje jakichkolwiek odniesień. Doskonałą receptą na niepewność jest ruch. Chodzenie przez swoją rozkołysaną miarowość, powtarzalność, stopniowość może pomóc narracji muzycznej. Spacerując, wędrując nadajemy sobie rytm, osadzamy się w deklamacji. Uwrażliwiamy się na obecność świata. Odsuwamy na bok lęk wynikający z potrzeby tworzenia czasu. Przeżywamy go, doświadczamy fizycznie, absorbując te doznania w kreacji muzycznej. Komponujemy utwór na nowo, w rytm naszych kroków wybijających puls wewnętrznemu słuchowi, tej niepowtarzalnej skarbnicy kreatywności. Czas jest darem zarówno dla kompozytora, wykonawcy jak i odbiorcy. Jest też najdelikatniejszą, najbardziej intymną sferą muzycznej kreacji. Wszystko bowiem zależy od charakteru. Naszego (wykonawcy) i kompozytora. „Nie można zabijać czasu, nie raniąc wieczności”. Nie można zabijać, spłaszczać czasu, nie dewastując dzieła muzycznego. Nie można zaćwiczać czasu wbrew wewnętrznemu metronomowi. Trzeba kreować czas, by każda muzyczna chwila stawała się obrazem wieczności.