Mrok

Mrok

Muzyka jest jak letnia podróż. Człowiek uwolniony z jarzma codziennych, prostych podziałów dostrzega to co nie mieści się w małym ekranie telefonu. Niebo, ziemię i drugiego człowieka. Być może kiedyś i do tego wystarczy mały prostokąt, trzymany w jednej ręce… choć byłby to cywilizacyjny upadek. Naturalna zdolność muzyki i człowieka do bycia kameleonem bierze swój początek w zakrzywionym odbieraniu czasu. Każda cenna minuta dnia pracy staje się godziną zamyślenia. Każdy dzień wyrwany ze szponów korporacji staje się tygodniem medytacji. Czas mierzony inaczej. Instynktownie. Pierwotnie. Od wschodu do zachodu słońca. Dzień odzyskuje swoją siłę. Noc nareszcie staje się głucha i ciemna. W jej czeluściach możesz zadać pytania, których wstydzi się dzień. Pierwotne założenia sztuki, każą nam pytać dokładnie w ten sam sposób- jak podczas bezludnej nocy. W ciemności bowiem wyczulamy się na dźwięk. Otwieramy się na ciszę. Mrok staje się bliższy bez tej miejskiej oświetlonej maskarady. Mrok mieszkający w człowieku staje się wolny, upragniony. Nie musi być tuszowany. Może być wreszcie przeżywany na równi ze światłem jako naturalne następstwo dnia i nocy. W naszej szerokości geograficznej dzień zmaga się z nocą, ustępując sobie wzajemnie miejsca. Czerwcowe noce oddychają światłem i kolorem dnia. Grudniowe dni zaspane są wszechogarniającą ciemnością. Niestety, współcześnie nie sposób żyć tym naturalnym rytmem. Ktoś uporczywie kradnie nam noc, nieustannie wierząc w jej złowrogie, bezproduktywne działanie. Skąd wzięła się ta ochota wymazania ciemności? Zniwelowania jej czaru dzięki ulicznym latarniom, domom pełnym rozbłyskających żarówek i gigantycznych telewizorów, które pomagają zasnąć bez świadomości nocy. A w mroku tkwi siła przetrwania- wewnętrzna siła spokoju. Równowaga między wewnętrznym dniem i nocą jest kręgosłupem duchowego życia. Sztuka czerpiąca z tego naturalnego podziału doby na mrok i światło może być katalizatorem przeżyć niewytłumaczalnych, odczuwanych, nie dających się opisać słowami. Muzyka nie jest uniwersalna. Niczym pejzaż, który istnieje dopasowując się do nastroju obserwującego. Brak obserwującego czyni z pejzażu kolejną, pustą przestrzeń czekającą na zagospodarowanie. Brak nastroju czyni z pejzażu jedynie obiekt fotograficzny, fotogeniczny, facebookowo- tapetowy. Muzyka jest jak kameleon. Przybiera barwy naszego stanu emocjonalnego i na tym żywym organizmie przebiega operacja na otwartym sercu. Stąd ilu odbiorców, tyle wrażeń. Od znurzenia po ekstazę. Czy więc muzyka jest czymś niestałym, kapryśnym ? Jeszcze kilka dekad temu tak żarliwie rozprawiano o granicach sztuki. Dziś najważniejszą debatę rozgrywamy wokół granic życia. Życia online i offline. Mierzymy się ze skutkami rozwoju cywilizacyjnego, w który wierzyliśmy mimo uporczywych lekcji historii. Z narzędzi do komunikacji swtorzyliśmy sobie przestrzeń życia alternatywnego. Kiedyś tą przestrzeń wypełniała sztuka ze wszystkimi swoimi niuansami, niedopowiedzeniami. Była jak cudowny napój, przyjmujący kształt naczynia, do którego je wlewamy. Odpowiadała na nasze zapotrzebowanie na prawdę i piękno. Na naszą tęsknotę za wspólntą, za sobą samym. Dzisiejsza przestrzeń alternatywna stała się naczyniem, a my- odbiorcy- napojem dopasowującym się do podanego na tacy kształtu. To my mamy odpowiadać na zapotrzebowania, nie pozwalając sobie na choćby krótką, letnią podróż…