03 Lut Mirror touch
„Za jedyne 40 złotych (cena książki) zdobywam karnet na dobre miejsce w tłumie gapiów. Nurzam się we wspaniałościach, z bliska oglądam sobie twarze, miny, gesty i stroje głównych osobistości, dobrze też słyszę, co aktorzy deklamują przy wtórze instrumentów.” /W. Szymborska, „Lektury nadobowiązkowe”/
Niezaaranżowana perspektywa wszechogarniającego wejrzenia w istotę rzeczy. Horyzont bezkresu, bezmiary. Zmysłowa eksploracja zjawiska natury dźwięku. Jego kształtów, lśnień, kolorów, barwy, nasycenia, siły, płci, ezoteryczności. Spersonalizowane doznania, wymykające się wszelkim ideowym poprawnościom, dwójmyśleniu i konieczności niezawodnego zrozumienia doświadczanego przeżycia. Sztukę (jeśli tylko jej twórca nam na to pozwoli, porzucając skłonność do racjonalizacji i niepowstrzymaną chęć wytłumaczenia nam wszystkich swych założeń) konsumujemy zmysłami. Ich korelacja według najnowszych wskazań naukowców zdaje się być zaskakująco złożona, zależna od siebie, niepodzielna. Sen synestetyków o wieloznaczeniowym, szerokopłaszczyznowym odczuwaniu bodźców i zjawisk zdaje się ziszczać w literaturze naukowej, poszukującej odpowiedzi na pytanie o prymat zmysłów nad werbalizacją.
Bogato opisywane XIX i XX-wieczne doświadczenia związane z ekspresją uczuć, wyrażanych na poziomie różnych zmysłowych wrażeń, którym ulegały osoby obdarzone darem (i przekleństwem) synestezji, stają się dziś – w dobie poszukiwania nowego romantyzmu – na nowo fascynującym punktem rozważań oraz badań, dzięki którym współcześni artyści, mogą ponownie eksplorować przestrzeń wielopoziomowego doświadczania kreowanych dzieł sztuki. Okazuje się bowiem, iż dźwięki wywołujące wrażenie miękkości, odczucie chłodu czy skojarzenia z konkretnymi barwami, smakami, wspomnieniami nie są tylko rodzajem romantycznej nowomowy – poetyckiej mrzonki, nie dającej się zmierzyć, zbadać. Wręcz przeciwnie, wyczulenie, wrażliwość na tego typu niestereotypowe bodźce może być przyrodzonym atrybutem człowieka, bowiem rzadko kiedy odbieramy rzeczywistość tylko jednym zmysłem. Słuch akurat – o dziwo – sam z siebie jest najmniej samodzielny, dlatego też posiłkuje się odczuciem wibracji (zmysł dotyku), wizualizacjami precyzującymi zasłyszane dźwięki, a w wyjątkowych przypadkach sięga także do przepastnych przestrzeni pamięciowych receptorów smaku i węchu, inspirując się wielopłaszczyznowo i wielowymiarowo, wszystkim czym żyjemy. To fascynujące odkrycie, rehabilituje wielu zapomnianych mistrzów, spychanych na margines historii, w związku z owymi poetyckimi „fanaberiami” doświadczania sztuki dźwięków poprzez inne zmysły. Umysł życzy sobie podziałów, wyjaśnień, mierzalności oraz konkretnych skutków – także – w sferze działalności artystycznej. Wielu muzyków uważa dziś, że teoria „barwnego słyszenia” musi być mitem, ponieważ strój równomiernie temperowany, uniemożliwia silne emocjonalne zabarwienie poszczególnych tonacji – poprzez ich matematyczne zrównanie – jakiemu hołdowali kompozytorzy epok przedromantycznych. W ujęciu synestetycznym jednak, to nie instrument i jego uwarunkowania koncepcyjne stanowią kwintesencję kreowania złożonego, emocjonalnie zabarwionego, charakterystycznego dźwięku, lecz osoba, która poprzez swą wrażliwość, wyobraźnię, „wielozmysłowość” dotyka owego instrumentu, zmieniając go w nierozerwalną, intymną jedność z muzykującym, wymykającym się wszelkim prostym założeniom świata czysto rozumowego.
Jakże to odkrycie mogłoby fenomenalnie odmienić naszą edukację. Wsparcie słuchu innymi zmysłami, stanowi drogę ciągłego rozwoju, oraz możliwość lepszego poznawania siebie, a co za tym idzie – także muzyki, którą chcieliby nasi uczniowie, studenci wykonać, w pewnej mierze w zgodzie ze swoją intuicją i temperamentem. Poprzez zaufanie dla własnej wrażliwości, rodzi się w nich więź z utworem, która ułatwia naukę, a później także publiczną prezentację, bo coś co choćby w małej mierze staje się „moje”, nie jest już tak trudne i przerażające. Retor, musi uwierzyć w wygłaszane przemówienie, w przeciwnym razie wątpliwości wezmą górę nad chęcią dobrej prezentacji. Nauka wielozmysłowego pojmowania sztuki dźwięków daje nam wspólną przestrzeń do wymiany indywidualnych doświadczeń oraz do ich konfrontacji ze stylistyką historyczną czy tradycją wykonawczą, nie wykluczając żadnego z tych czynników, które przecież w równej mierze cechują dojrzałą interpretację, stanowiącą emocjonalne ożywienie wiedzy i tradycji. Może się okazać, że nasi podopieczni „słyszą” więcej niż myśleliśmy, tylko nie zawsze mają świadomość, że mogą, mają prawo tak „słyszeć”.
Po czym poznać wykonanie synestetyczne? Wierzcie mi – każdy dźwięk, każda fraza, współbrzmienie, nabierają w nim niepomiernej mocy i piękna, dostarczając swemu słuchaczowi tak wiele doznań, które wbrew pozorom trudno wytłumaczyć. To ciągłe iskrzenie się, drganie, przenikliwa barwność, przestrzeń doświadczania stworzona specjalnie dla nas – mikroświat w makroskali, w który muzyczny retor wciąga swych odbiorców kusząc niebywałym natężeniem odcieni, spektakularnie przekształcających dźwięki w kryształy pamięci…