Maj?

Maj?

„Na tych fundamentach nowa kultura dźwięku wykształciła własną świadomość, historię oraz pamięć. Jeśli tradycyjną – liniową, ciągłą i rozwojową – wizję historii określić można mianem analogowej, to nowa dźwiękowa wrażliwość jawi się jako cyfrowa. Niweluje ona zwyczajowy podział na kulturę wysoką oraz masową i traktuje dzieje muzyki jako rezerwuar swobodnych związków oraz skłonności, przełamujących konwencjonalne podziały gatunkowe.” /C. Cox/

Dźwięk dźwiękowi nierówny. Stale otaczające mnie bodźce stopniowo ogłuszają intymność brzmienia, którą noszę w sobie od początków fascynacji muzyką. Ot dziwne prawidło – im więcej zapełnionej przestrzeni, tym mniej poczucia wolności, swobody. Nie spierałbym się tu z całym światowym idealizmem, że lepsze wypiera gorsze albo, że liczy się tylko to co nieskazitelne. Jednakże w zbyt „oczyszczonym” świecie, bledną też barwy, stłoczone w technicznym paradygmacie perfekcjonizmu. Zadziwiająca chęć nieskazitelności. Kolejny paradoks, bo czyż sztuka częściej nie zajmuje się właśnie człowiekiem upadłym? Jego niedoskonałościami, niedociągnięciami? Czyż nie porusza kwestii uczuć, które zbyt często tłumione są w podświadomości? Dziwny to zawód, który dąży do perfekcjonizmu wykonawczego w prezentowaniu ludzkiej niedoskonałości. Niewątpliwie sytuację współczesnego artysty kreuje świat nagrań – nierealna przestrzeń stworzona z marzeń, odseparowana od emocjonalności, pozwalająca na stworzenie wzorcowego wykonania, które dla zasady mija się z prawdziwym życiem. Jako buntownik z natury, stale wygrzebuję różnorakie nagrania live i napawam się każdą nietrafioną nutą, która tworzy historię, jak fenomenalne omsknięcie Marthity w trzeciej części Czajkowskiego (i to w temacie!) – mógłbym go słuchać na okrągło! Oczywiście wszyscy uznajemy, wiemy, głosimy, iż koncert rządzi się swoimi prawami, a nagranie swoimi, jednak w dobie dźwiękowej kaskady idealnych nagrań i ich konsekwencji – oceniania na zasadzie porównań – w podświadomości rodzą się potwory, z którymi nie sposób wygrać za pomocą relatywizowania. Cóż, skutecznie wtłoczono nam do głowy przekonanie, iż pokazywać należy się z jak najlepszej strony, choćby za fasadą sukcesu kryły się upiory lęku, opuszczenia, braku wiary w siebie. Jakże zatem pozwolić sobie na niedoskonałość w świecie idealnych nagrań? Słuchając wewnętrznym głosem, który ponad nieskazitelnością widzi, czuje głębię przekazywanej treści. Jest jak jest. Ten dziwaczny listopad w maju może otępiać zmysły, ale może i przekonywać o niezwykłości tego najlepszego ze wszystkich światów. Chciałoby się czekać na niekontrolowany wybuch lata – tylko ile można czekać na idealny dzień, idealną intonację, idealną emocję? Wyspiarski, melancholijny maj. Dosadny katalizator wypartych emocji nieakceptowalnych społecznie – lęku, smutku, żalu, złości. A przecież gdyby złożyć je w całość, mogłaby powstać niezła opera – historia o człowieku, który dążąc do perfekcji popełnił wszystkie błędy małego chemika, patrząc na świat przez pryzmat wyznaczonych celów, a nie spotkanych na drodze ludzi. Pani perfekcjo – jest jak jest. Różnie bywa. Maj to jednak maj.