Listy

Listy

Nigdy nie lubiłem Schuberta. Może wiązało się to z nieczytelnością formy, która zawsze była dla mnie priorytetem? Może przez długi czas nie miałem odpowiedniego zaplecza emocjonalnego by stać się choć na chwilę „podmiotem lirycznym”? Może przede wszystkim dlatego, że poznawałem go przez symfonikę? No cóż, tak się już utarło, że historię muzyki pisały przede wszystkim milowe kroki klasycznej i romantycznej symfonii, oraz bliskie jej koncerty i poematy. A Schubert… jako introwertyk rozbłyska w jednej z najbardziej intymnych form muzycznych, która istniała na długo przed pierwszymi taktami symfonii Beethovena. Pieśń z towarzyszeniem fortepianu. Mówi się, że to najważniejsza forma muzyczna epoki romantyzmu, co stawia ją w nierównej walce z patetycznymi maestosami gigantycznych utworów symfonicznych. Lecz nie w wyrafinowanych konstrukcjach, przeplatanych co rusz bogatą myślą kontrapunktyczną tkwi sedno emblematu romantyczności, jaki pieśń zyskała w XIX wieku. Prawdą jest, że w tej miniaturze poetycko-muzycznej znajdziemy skroploną esencję czasów wzmorzonej emocjonalności, w której jądrem zdarzeń staje się dusza jednostki. Dosadną malarską alegorią postawy romantyka jest pejzaż Caspara Davida Friedricha z 1818 roku zatytułowany „Wędrowiec nad morzem mgły”. Wędrowiec w obrazie Friedricha wspiął się na szczyt wielkiej góry. U celu wspinaczki, już ponad chmurami, podziwia spektakl, jaki roztoczyła przed nim dzika przyroda. Jest jego jedynym widzem. Stoi samotnie pomiędzy niebem a ziemią. Człowiek w obliczu potęgi natury. Sam na sam ze swoją werterowską emocjonalnością. Osiągnął cel wędrówki, który nie staje się jego wytchnieniem, lecz pomaga stawiać kolejne pytania. Niestrudzony poszukiwacz, idealista, cierpiący, zmagający się z życiem. Postawa młodych romantyków rzeczywiście ma swoje źródło w XVIII wiecznej spuściźnie filozoficznej i artystycznej. Obok wiekopomnych dzieł Goethego, trzeba by także choć wspomnieć o pieśniach Carla Philippa Emanuela Bacha pisanych na głos z towarzyszeniem klawikordu, utrzymanych w tzw.empfindsemkeit stile należącym do nurtu sentymentalnego. Zapowiedź romantyzmu w czystej postaci. Nurtu, który na zawsze odmieni oblicze muzyki, przydając jej prymat wśród sztuk. Artysta pierwszej połowy XIX wieku, jest postacią zagubioną w skostniałym świecie. Zanużoną w swej nadwrażliwości, która co rusz przebija z jego dzieł. Schubert jako dziecko swych czasów doskonale odnajduje się w tym, co skupione na przeżywaniu, trwaniu, przemijaniu w głuchych ciemnościach śmierci. Pieśń okazuje się najbardziej plastyczną formą do wyrażania zmienności uczuć, odmalowywania różnych stanów emocjonalnych, w których partia fortepianu staje się całym światem, jak dla introwertyka jego wewnętrzne uwikłania. Te cudeńka istnieją prawidziwie poza sferą techniki. To dzieła malarstwa dźwiękowego, których sztalugi zapełniają uniesienia miłosne i rozpamiętywane rozprawy z życiem. Te, które dotykają i nas, pomimo tego, że zamiast listów mamy telefony, zamiast dorożek samoloty, a zamiast prasy… blogi. Schubert przyszedł do mnie mimowolnie, obdzierając mnie z zasłony „świętego spokoju” dobrych parę lat temu. Wszystko za sprawą pierwszej sceny z filmu „Sala Samobójców” Jana Komasy, w której przenosimy się do Teatru Wielkiego Opery Narodowej na… recital pieśni Schuberta. Wciąż powracają do mnie te słowa zmrażające krew w żyłach, ubrane w genialną szatę dźwiękową Schubertoweskiej intymności:

Still ist die Nacht, es ruhen die Gassen,
In diesem Hause wohnte mein Schatz;
Sie hat schon längst die Stadt verlassen,
Doch steht noch das Haus auf demselben Platz / Heine, Buch der Lieder/

Dzwoniący głucho fortepian. Pustka. Natura sama odmalowuje formę uczuć poety. Początkowe słowa wyśpiewane, a raczej wydeklamowane na jednym tonie wprawiają w osłupienie, stagnację. Opuszczają nas sprawy tego świata. Polityka, globalne ocieplenie, prawa mniejszości. Przez chwile jesteśmy tylko my w słowach i muzyce sprzed 200 lat. Przerażające. Kojące. Aż trudno uwierzyć, że pomimo hałasu na zewnątrz, zawsze wszystko toczy się w nas. Nieprzerwanie, Winterreise i „Der Doppelgänger”. Podróż, w której można się zgubić i odnaleźć na nowo.

P.S. Bywa i tak, że Schubert pomaga się tylko zgubić, ale to i tak lepsze niż nic…