Kościelec

Kościelec

„Cisza była cudowna, uroczysta. Żaden szmer ludzki nie dochodził do nas; słychać było tylko harmonijne odgłosy dzwonków pasącego się bydła i od czasu do czasu dźwięczny głos juhasa: „Oj! góry nasze, góry!” Leżąc tutaj na wonnej łące, w cudowny dzień lipcowy, doznałem wrażenia, tak obcego mieszkańcom równin: uczucia nieograniczonej wolności. Zapomniałem o drobiazgach życia codziennego, zapomniałem o drobnych nadziejach, marzeniach zawodach. Tutaj, wobec otaczających mnie gór, czułem się takim małym, takim pyłkiem, że opanowała mnie żądza dążenia do rzeczy wielkich i szlachetnych. W tej dziwnej ciszy czerpałem siły na przyszłe nieuniknione zapasy z losem i czułem, że każdy, kto by potrzebował spokoju i odpoczynku po pracy, tutaj wróciłby w jednej chwili do siebie”/M. Karłowicz/

Trzymam właśnie w ręku drugie wydanie pism taternickich i fotografii Karłowicza. Niewielkich rozmiarów książka opatrzona wspaniałymi fotografiami. Opisy podróży po górach, odkrywania zagubionej ciszy, natury, odnajdywania dziecięcej prostoty uczuć. Introwertyczne kompendium wiedzy o Karłowiczu, jego przekonaniach, inspiracjach, postulatach. Dowiadujemy się jaki wpływ na wyobraźnię, twórczość ma samotne zmaganie się z przeciwnościami i cudownościami przyrody. W prostych metaforach zamyka się idylliczne spojrzenie na świat. Tatrzańskie krajobrazy, dźwięki natury, cisza chroniona niepisanym prawem wędrowców tworzą odbicie świata idealnego, którego podstawowym artykułem konstytucyjnym jest świadomość odczuwanych emocji. Mniej więcej w tym samym czasie w swojej przełomowej książce Albert Schweitzer rozwodzi się nad przeplataniem się różnych talentów kompozytorów, przypisując Bachowi naturalną zdolność malarską, Wagnerowi i Schumannowi poetycką ect. I oto niepodważalny dowód jego hipotezy. Niedość, że fotografia Karłowicza charakteryzuje się mistrzowskim ujęciem formy, z uwzględnieniem detalu, to jego szczegółowe, epickie opisy pozwalają przebyć tatrzańską podróż zupełnie na nowo. Doskonały obserwator, wsłuchujący się w emocjonalne doświadczenie każdego zdarzenia. Cóż powiedzieć- jego pieśni i poematy brzmią właśnie tą samą amplitudą przeżyć gromadzonych podczas samotnych wędrówek. Brak jest w niej cytatów ludowości, które stały by się niezbitym dowodem dla muzykologów, że Karłowicz inspirował się Tatrami. Trzeba by szukać głębiej, dalej, powędrować z Mieczysławem przewodnikiem, przystawać w opisywanych przez niego miejscach, żeby usłyszeć kłębiące się granitowe frazy. Interpretowanie utworów to kompromis, małżeństwo z rozsądku między emocjonalnością kompozytora, a wykonawcy. Wiadomo, przed zawarciem konkordatu, warto poznać dobrze narzeczonego. W przypadku Karłowicza mamy wręcz potrójną dawkę wiedzy, bo i Pamiętnik, i fotografie…noi Tatry wciąż stoją te same (choć bywają głośne i zadeptane). Jest przecież tak, że instrument podobnie jak pióro, batuta, partytura to tylko narzędzie. Inspirujący nośnik przekazu, który jak człowiek powietrza, potrzebuje idei. Na kartach tatrzańskiego dziennika Karłowicz zdradza najważniejsze wartości którymi kierował się w życiu: wolność, niezależoność, miłość, pasja. Opisuje różnorodne doznania sonorystyczne, przez naturę („dziwna była to muzyka, jakby szelest pyłu kosmicznego”), aż po „huki” , „skomlenia” i”jęki” z polowania na kozice. Powstała zapewne niejdna praca na temat związków muzyki Karłowicza z Tatrami, jednak tylko jego osobiście skreślone słowa pozwalają na tak bliskie spotkanie z kompozytorem. W uzupełnieniu do drugiego wydania dowiadujemy się także, że autor zaczytywał się w pismach Schopenhauera, który pisał: „Ale jeśli odwrócimy nasz wzrok od naszej własnej marności i naszego uwikłania, wówczas zamiast dążenia i krzątaniny bez wytchnienia, zamiast stałego przechodzenia od życzenia do obawy i od radości do cierpienia, zamiast niezaspokojonej nigdy i nigdy nie umierającej nadziei ukaże się ów pokój, wyższy nad wszelki rozum, zupełna cisza morska w duszy”. Fascynująco zbliżone słowa do programu „Pieśni o miłości”, w której kompozytor dotyka fenomenu wolności, osiągalnej tylko wewnętrznie i tylko w przestrzeni natury. Dla nas być może ta wolność znajduje się także i w sferze muzyki, która w przeciwieństwie do Tatr, nadal może być azylem od pędzącego na zabój świata.