Just a moment

Just a moment

„Muzykalne natury, które poza tym posiadają jeszcze zmysł kreatywności, potrafią zatracić się przy fortepianie. Augusta zaczęła fantazjować, ale, by nie zakłócać ciszy otoczonego kultem zmarłego domu, używała tylko pedału tłumiącego dźwięki. Wiem, że porywały mnie jej pasaże, harmonie i rozpływające się dysharmonie tonów, jej melodie i rytmy. Nie mogłem oderwać oczu od jej uduchowionych suchych dłoni o pajęczych palcach. […] Nigdy więcej nie doświadczyłem już podobnego odkrycia duchowo-zmysłowych rozkoszy tak nieoczekiwanie i gwałtownie jak wówczas. Nie potrafię tego wyjaśnić.” /G. Hauptmann – „Przygoda mojej młodości”/

Mógłbym się wybrać w podróż bez granic. Porzucić płochliwe ramy ustalonego porządku trwania. Zamknąć nieprecyzyjne wrota niezbyt malowniczego apartamentu przypisanego mi przyzwyczajenia. Mógłbym zapomnieć przydzieloną mi rolę i bez lęku spojrzeć w drugą stronę. Bez żalu niekwestionowanie odnaleźć zupełnie nową istotę w swoim stworzeniu.

Nie ma znaczenia. To wszystko bez zagłębienia się, ponadmaterialnego wniknięcia w czas, przestrzeń i otaczającą rzeczywistość, staje się tylko błahą, nikczemną, osieroconą chwilą – chwilą bez znaczenia. Na horyzoncie przepływających przez miliardy umysłów bezwiednych chwil, stanowi ona jedynie złudzenie egzystencjalnego nasycenia. Bezkresną jasność. Bytowanie w ultraprzestrzeni. To tylko mikrozłudzenia naiwnie uznawane za współodczuwane, rozumiane na tym samym poziomie w identycznej konstelacji znaczeń. Pewnik w bezmiernym gwiazdozbiorze idei. Bo choć źródło chwili może być to samo, to sposób jej odczytania, zrozumienia, przeżycia już niekoniecznie.

W koncepcji chwili zawarta jest jakaś euforyczność. Każą nam ją łapać, chwytać, przeżywać, delektować się nią. Musi być zatem ekscytującą jednostką czasu skoro potrafi objawić swemu źródłu ekstatyczne prawdy. Może jest w niej coś z płochego podróżnika, który stojąc w miejscu obumiera? Może tkwi w niej zagadka czasowstrzymywania, dzięki której stworzenie staje się istotą? Może jest ową boską esencją, o którą spierają się dogmatyści wszystkich szerokości geograficznych, historycznych, teologicznych? Całkiem sporo przymiotów jak na niedoprecyzowaną co prawda, lecz w domyśle krótką chwilę. Przecież nawet gdy wewnętrzny narrator uściśla usilnie konieczność trwania, stosując w opisie malownicze stwierdzenie „dłuższą chwilę” to – nie oszukujmy się – chodzi mu o niecierpliwe oczekiwanie, lub głębszy oddech – chwila to chwila, choćby ją metafizycznie wydłużać w nieskończoność. Ba! Jej kwintesencją, sensem istnienia jest owo płochliwe złudzenie krótkości, ulotności, oderwania. „Chwilo trwaj jesteś piękna” – to pragnienie wydłużenia jest jedynie malowniczą chęcią przedłużenia czegoś co tylko w swej błyskotliwości, czasowości nas zachwyca. Chwila wiąże się bowiem z niezaprzeczalną koniecznością jej porzucenia i wydzielenia ze zbioru natarczywie otaczających nas struktur czasowych. Chwila jest iskrą geniuszu.

Skoro chwile odczytujemy w sobie właściwy, indywidualny, niewymierny sposób to skąd pewność, że jej kondensacja w postaci dzieła sztuki zostanie odebrana analogicznie? Czy owa wersja zakodowanego komunikatu emocjonalnego może być doskonałym łącznikiem, skoro tak wiele zależy od wibracji oraz koncepcji odczytywania świata przez osobę ów komunikat percypującą? W jaki sposób mogłyby przystawać do siebie tak odległe światy? Jak to możliwe, że fantastyczna chwila sprzed 200 lat, zamknięta w muzycznym kodzie, może stać się wyraźnym komunikatem, opisem przeżycia, którego już dawno nie ma?

Czym zatem staje się idiom niewymierności sztuki wobec jej potencjalnych odbiorców? Czy nasze chwile zawsze będą nieprzystawalne? Czy patrząc razem w bezmierną przestrzeń faktycznie dostrzegamy to samo? Możliwe, że tylko przez wzajemne wzbogacenie swego doznania może istnieć jakakolwiek sztuka – apodyktyczność bowiem nie jest żadnym rozwiązaniem, w tym skomplikowanym świecie fantasmagorycznych idei, do którego każdy chciałby mieć jedynie właściwy, pasujący, niepodważalny, klucz rozwiązujący wszystkie nieprzebrane zagadki istnienia, otwierający wszystkie mądre, ozdobne barokowe odrzwia.

Zniknąłem na chwilę. Zaraz wracam. Just a moment please.