Illusion

Illusion

Pokaż mi, jak traktujesz muzykę, a powiem Ci kim jesteś. W tej dżungli nieposkromionych rytmów, kolarzu wrażeń, konstrukcji sprzecznych dogmatów skrapla się kondycja ludzkiego serca. Sześćdziesiąt na minutę i jesteś w normie. Sto dwadzieścia na sekundę – wciąż jesteś w normie. Aksjomat przetrwania. Dobrze by było, gdyby działał podświadomie i nie zaprzątał nam głowy. Łomotanie serca dostrzegamy przecież tylko w ekstremalnych warunkach, gdy niczym leśna zwierzyna lękamy się o swoje życie. Paradoks taki. Gdy mamy zasiąść za klawiaturą (czasem nawet i za pięcioma) i rozpocząć opowiadanie (całkiem spokojne, takie na przykład „franckowskie”), a tu nasz wewnętrzny puls szykuje się raczej do presto molto accerelando… Nie miarkujemy się w tym co mogłoby być naturalne. No bo jak oddychać z frazą, gdy przed nami zadanie, które mimo, iż sprecyzowane to jednak jakieś takie rozmyte w przepastnej przestrzeni ludzkiej emocjonalności. Byłoby dobrze, gdyby muzykowanie domowe nigdy nie stało się sceniczną obsesją. Trudno pogodzić się z tym brakiem intymności w wielkiej sali, starożytnej arenie, wypełnionej ludzkim kasłaniem, gadaniem, numerkami z szatni…no i tymi magicznymi prostokątami, które uwielbiają wygrywać nieposkromione melodie w tak zwanych pauzach generalnych. Biedne to tak osobiste opowiadanie, wystawione na tysiące spojrzeń, estetycznych ocen, czy (co gorsza) na negację treści. Szlachetny to bohater, który obronną ręką wyjdzie z tego zamieszania, zatapiając się w dźwiękach, w swej oddanej kochance na oczach tych wszystkich spragnionych. Pokaż mi, jak traktujesz muzykę, a powiem Ci kim jesteś. Przekłuwaj melodie na zdania, przemieniaj frazy w nieopisane obrazy, przenosząc synestetyków w najdalsze obszary poznania. Śpiewano bowiem od wieków, by poradzić sobie ze smutkiem, by wyrazić radość, by unieść się ponad prozę, która nigdy nie rozwiązuje problemów, a często wręcz uwielbia się w nich zatapiać bez końca. Śpiewaj donośnie wobec garsonek i krawatów, o tym jak zbolałe jest Twe serce, które w osamotnieniu szuka ukojenia, z wdzięcznością wspominając minione letnie popołudnia przy soku z pomarańczy. Nie wahaj się za nad to. Stań tu przed nami. Już od pierwszych nut, tchnij w ten niedoprecyzowany zapis spirit – legendarną mieszaninę oddania i przezwyciężania niedogodności. Niech zadrżą mury fasadowego zadowolenia. Tam, o tam w oddali błyszczy płomień spełnienia. Pokaż mi, jak traktujesz muzykę, a powiem Ci kim jesteś. Czyś pragmatykiem, zadaniowcem. Czyś może nadwrażliwcem. Czyś człekiem szlachetnym, który niczym olimpijczyk przekazuje współbraciom święty płomień – symbol żarliwości, pasji, mocy. Muzykę przecież odbieramy inaczej. Słyszymy ją zgodnie z tym czym wypełnione jest wnętrze. Tej jednej zmiany postrzegania sztuki nie nauczy nas żaden pedagog, jeśli sami nie znajdziemy czasu, odwagi i ochoty by otworzyć się na wibracje płynące z zewnątrz, jak i te mieszkające w nas od dnia narodzin. Instrument, sala, akustyka są tylko narzędziami za pomocą których poruszamy, tworzymy świat na nowo, łamiąc odwieczny paradygmat czasu. Czy mamy coś do opowiedzenia? – oto jest pytanie…

„Bezbarwność i brak cech szczególnych, które cechowały fortepian, stały się pod palcami wirtuoza- jego najwyższą zaletą; biały papier, czyste płótno, na którym maluje wedle własnej woli, w artystycznej zgodności z poetyczną naturą muzyki – czar iluzji tak wielkiej, że dźwięk fortepianu cały zanikał. Wielka tajemnica sztuki, w której instrument nie znaczy nic, a duch znaczy wszystko!” (A. N. Serow, 1842 o F. Liszcie)