HIP

HIP

Historically Informed Performance.

Wykonawstwo historyczne, autentyczne liczy już sobie ponad trzydzieści lat. Powoli odchodzą wielcy pionierzy, ojcowie tego nurtu – Gustav Leonhard, Nicolaus Harnoncourt. Przychodzą kolejni, patrząc już z zupełnie innej perspektywy na problemy interpretacji muzyki dawnej. Niezwykła zmiana w myśleniu o sztuce epok minionych, otworzyła przed nami zupełnie nowy świat dźwięków, barw, emocji. Niezmiennie jednak zadajemy sobie pytanie- czym jest wykonawstwo historyczne dzisiaj? Swego czasu uczestnicząc w burzliwych rozmowach po kursach mistrzowskich usłyszałem zadziwiające skwitowanie kilku godzinnej pracy nad dziełami Bacha- „No przecież gramy z urtextów, czego tu jeszcze szukać?”. No więc właśnie- czy nie wystarczyło oczyścić XIX- sto wiecznych wyadań z nadmiaru łuków, z określeń dynamicznych, zmian temp ect.? Czy nie wystarczyło umówić się na krótki selektywny dźwięk, przejrzystość, transparentność? Co to tak naprawde znaczy- „grać z czystych nut”? Niestety, brak licznych kompozytorskich wskazówek takich jak u Liszta, Wagnera wbrew pozorom nie ułatwia nam zadania. Ów niedostatek podpowiedzi interpretacyjnych nie wynika z braku treści zawartej w muzyce, lecz ze sposobu uczenia młodych artystów w XVII i XVIII wieku. By zostać muzykiem (a więc – kompozytorem, multinstrumentalistą) trzeba było udać się do nauczyciela, by pod czujnym okiem Mistrza poznać wszystkie zasady rządzące w sztuce im współczesnej. Poza techniką poznawano przede wszystkim sposoby wykonawcze danych figur, łączenia motywów, znaczenia tonacji, charakter poszczególnych temp. Uczono się sztuki zdobienia melodii, improwizacji w formie i stylu. Dla muzyka XVIII wiecznego partytura nie opatrzona „przypisami” była czymś oczywistym. Gdy my sięgamy do nut z czasów baroku lub klasycyzmu musimy szukać wszystkiego co naprowadzi nas na właściwy trop wykonawczy. Tak ów proces opisywał Harnoncourt: „Wszyscy wiemy, jak należy uczyć się języka obcego, a muzyka barokowa jest dla nas językiem obcym, gdyż nie jesteśmy ludźmi baroku. Musimy więc- podobnie jak w języku obcym- uczyć się słówek, gramatyki i wymowy, czyli artykulacji muzycznej, podstaw harmonii i zasad rządzących cezurami i akcentami”. Aby móc zrozumieć sens wykonywanej muzyki, nie możemy przejść obojętnie obok retoryki muzycznej, która stanowiła podstawę twórczości kompozytorów barokowych. Retoryka to nauka wywodząca się ze starożytności- uczyła przekonywania rozmówców do własnych tez. Idea połączenia muzyki ze słowem wraz z narodzinami opery, zdeterminowała twórczość kolejnych dekad. Oczywiście zjawisko to obserwujemy już w manieryzmie, jednak w baroku powstała cała struktura teoretyczno- wykonawcza stanowiąca kanon komunikatywności w XVII i XVIII wieku.  Retoryka muzyczna to sztuka pragnąca przedstawić pewne obrazy, zjawiska, a zwłaszcza oddać pewne konkretne stany uczuciowe w przekonujący, perswazyjny sposób. Imitazione della natura, teoria afektów, figury retoryczne obrazują poza muzyczną treść dzieła- są narzędziami zarówno warsztatu kompozytorskiego jak i wykonawczego. Ich poznanie, a przede wszystki odnalezienie w partyturze otwiera przed nami szeroką paletę możliwości interpretacyjnych. O ile wiedza jest czymś bezdyskusyjnym, o tyle sposób jej wykorzystania stanowi subiektywne wyzwanie dla każdego z nas. Zdając sobie sprawę z tego, co wyraża dana figura, poszukujemy takich rozwiązań wykonawczych, które podkreślą, uwypuklą dany afekt. Różnorodność odcieni radości, bólu, smutku, przerażenia może być  ukazywana za pomocą bogatej artykulacji, konsekwentnej akcentacji, intensywności brzmienia. I tu współczesne wykonawstwo historyczne otwiera się na indywidualizm. Nie ma bowiem jednego sposobu na wydobycie konkretnej emocji. Każdy z nas inaczej ją rozumie, patrzy z własnej perspektywy, ujmuje w pewnym konkretnym kontekście. Nie bez powodu w większości XVIII- sto wiecznych traktaów muzycznych, znajdziemy sakramentalną formułę: „wszystko jest kwestią dobrego smaku”. Przeżywanie tragedii czy euforycznej radości zmienia się z wiekiem, bagażem doświadczeń. Relatywizm poznawczy pomaga nam odkryć różne odcienie tych samych uczuć. W tej materii nie ma marginesu błędu, nie istnieje złe i dobre. Tylko prawdziwe lub wykreowane… a i w tym drugim drzemie potencjał „stwórczy”. J. J. Quantz pisał w swojej szkole fletowej, że trzeba grać tak by na początku siebie samego przekonać o prawdziwości wyrażanych emocji, dopiero później odbiorców. Wykonawstwo historyczne… choć emocje żywe i nieskrępowane muzealną musztrą.