formaTowanie

formaTowanie

„Pedagogika to sztuka akuszerii, pomoc w narodzinach innej osobowości” /Sokrates/

Na początku zawsze jest chaos. Pismo twierdzi, że kiedyś było słowo, ale nie oszukujmy się, żeby słowo mogło coś komunikować musi być najpierw zrozumiane, doświadczone, zinterpretowane, wydobyte z chaosu. Nie ma w nim przecież nic strasznego. Oczywiście, ludzka natura każe nam jak najszybciej stworzyć system, poukładać, usystematyzować, wprowadzić hierarchię. Wypełnić przestrzeń jakąś myślą, ideą. Chwycić się czegoś i trwać niewzruszenie w obliczu zmian. Początkowy chaos to przestrzeń niezwykle twórcza, więc za nim zaczniemy wykluczać kolejne opcje, może warto zagłębić się w tej kosmicznej wolności. Atrybutem artystycznego nieładu jest możliwość prawdziwego, dogłębnego poznania zamiast posługiwania się półsłówkami. Dogmatyzm odmawiający wszelkim innym prądom racji bytu ma krótkie nogi (sic!). W chaosie najpierw dostrzegamy zarys materii. To jest najważniejszy moment. Moment inicjacji do którego będziemy podświadomie powracać w finalnej fazie percepcji dzieła. Nie ma bowiem nic bardziej wzniosłego jak pierwsze spojrzenie, pierwszy dotyk, pierwsze wzruszenie. Owo „primo” rodzi się z intuicji, nieskrępowania i nieoceniania. Na etapie wydobywania utworu z chaosu, pierwotne słyszenie ma decydujący wpływ na ukształtowanie się dalszego procesu twórczego. Dlatego też zbyt wczesne zamykanie tego etapu może spowodować późniejsze rozczarowania. W tym pierwszym impulsie odczuwamy bowiem formę utworu podświadomie, bez katalogowania, nazywania, dookreślania. To ważne, bo gdy już przejdziemy kolejne etapy związane z doborem artykulacji, wyczuciem odniesień agogicznych, planowaniem dynamicznym i kolorystycznym, wyznaczeniem elementów wiodących i wtórujących; wówczas powrócimy do tej pierwotnej, naturalnej narracji, którą nie da się mechanicznie sterować bez uszczerbku na potencjale emocjonalnym. Forma jest najważniejsza, bo to przede wszystkim za jej pomocą komunikujemy się z odbiorcą, i właśnie od niej zaczynamy i na niej kończymy nasze poszukiwania. Mimo stosowania uniwersalnej metody analitycznej, która pozwala nam nazwać, sprecyzować to co gramy lub słyszymy, prowadzenia formy nie da się nauczyć poprzez przeniesienie, bowiem „w naszej kreacji” nie każdemu będzie wygodnie i do twarzy. Posługiwanie się cudzym wyczuciem formy jest jak noszenie za dużego swetra po starszym bracie – chwilowo spełnia swoją funkcję, ale przy najbliższej okazji będziemy starali się znaleźć coś w naszym rozmiarze i guście. Wyrozumiałość w tym aspekcie zdaje się być czymś oczywistym. Cały proces „wychodzenia z chaosu”, kształtowania materii powinien służyć temu podstawowemu celowi – odnalezieniu indywidualnego wyczucia formalnego, które będzie nasycone emocjonalnością i komunikatywne zarazem. Powszechnie wiadomo, że każdy człowiek jest jednostką unikatową i niepowtarzalną, czemuż zatem w pedagogice chodzić ma tylko i wyłącznie o to by kopiować osobowość mistrza? Gdy „ryby i dzieci głosu nie mają” wówczas trudno o prawdziwe partnerstwo, w którym prowadzenie, polega na pomocy w odkrywaniu samego siebie, a nie na stawaniu się kimś innym dla dobra ogółu.