20 maja Erfahrung
„Wielkie dzieła nie dlatego są wielkie, że są dobrze zrobione. „Dobrze zrobione” znaczy niewiele, tyle tylko, że istnieją dzieła zrobione „niedobrze”. Tak porównywać można przedmioty, meble. Cechą wielkości jest to potężne wrażenie, jakie dzieło pozostawia po sobie. Wrażenie przybliżenia się do jakiejś tajemnicy, równoczesne ogarnięcie wielu różnych elementów albo po prostu oszołomienie, zadziwienie, niepokój. Będzie to zawsze głębokie przeżycie – i będzie to zawsze kategoria emocjonalna, nie intelektualna. Emocjonalna to znaczy prywatna, nawet intymna. O ile kategorie intelektualne da się uzgodnić, o tyle kategoria emocjonalna wymknie się takiemu uzgodnieniu. Dlatego, mówiąc o dziele i jego przeżyciu, można mówić tylko o sobie, o własnym systemie znaczeń, własnym uniwersum, nie zapominając przy tym, że takie osobiste odczytanie może być nieprzekładalne na doświadczenie innych. ”
/ Olga Tokarczuk. „Lalka i perła”./
Czyżby innymi słowy między spektakularnością, a użytecznością istniała magiczna bańka wymagająca stałego przebijania się ponad światy? Pozastrukturalnego poddania się, udania, zatonięcia w procesie poza racjonalizacją, planowaniem, kategoryzacją środków? Skąd się zatem bierze forma, jej fenomen, komunikatywność, pewna zgrabność, plastyczność? Również jest dzieckiem procesu? Jeżeli ostatecznie genialny akt twórczy jest fenomenalnym zestrojeniem się z duchową wibracją, to jak można się na niego przygotować, otworzyć?
Roger Scruton w swojej pracy o „Pięknie” opiera się na przekonaniu, że prawda jest elementem niezbywalnym, niepodważalnym, stałym. Ba! Na jej grzbiecie opiera całą swoją fascynującą pracę o pięknie, przyrównując je do prawdy, zestawiając, częstokroć w kontraście obiektywizmu i subiektywizmu. Czyni to w czasach, gdy dywagacja na dość obszernym polu filozoficznej imaginacji była czymś bezpiecznym, bo wspartym na „prawdzie” i „dobru”. Ciekawe, jak widziałby ten problem dzisiaj, w czasach postprawdy, czasach tysiąca prawd nieprawdziwych, czasach gdzie prawdy szuka się głównie na zewnątrz, stale pragnąc potwierdzenia swego istnienia. Prawda, która służy pewnym trendom staje się niemiarodajna.
A prawda, piękno i dobro bazują na ich doświadczeniu. Nie tyle estetycznym, etycznym, co całościowym, bezsłownym , niezwerbalizowanym. Tylko doświadczając można mówić o zrozumieniu. Zrozumieniu natury, mechanizmu, drugiego człowieka, sztuki z całym jej bagażem znaczeń i tym podobnym zrozumieniach. Nie ma innej pełniejszej i bardziej fascynującej drogi jak doświadczanie. Spektakularnie swoją nowatorską filozofię na antyrozumowym pojmowaniu aktów twórczych oparł już Kant w XVIII wieku. W świecie muzycznym doświadczanie jest kluczem do przekazywania emocji trudnych do opisania, zwerbalizowania – tracących swą ogromną moc w uproszczeniach słownych. Siła muzyki drzemie w braku precyzji. Zarys emocjonalny utworu jest tylko ideą. Zagłębiając się w dźwiękową wibrację doświadczamy złożoności świata uczuć, który przecież nie jest zero jedynkowy, nie jest czerwono – zielony, a nawet jeśli to z całym spektrum odcieni! To świat pełen niuansów, świat niedoprecyzowany. To najbardziej rozbudowany wszechświat ludzkiego odkrywania globu, egzystencji – wszechświat w którym duchowość styka się z cielesnością, erotyzmem, a więc z przepływaniem struktur emocjonalnych. Bo powiedzieć „przeżyłem ekstazę”; „doświadczyłem czegoś mistycznego”; ‚to było coś przejmującego’ to tak naprawdę nie powiedzieć nic. Otwórzmy dwunastą Etiudę Scriabina. Ta obezwładniająca struktura melodyczno – rytmiczno – harmoniczna zdaje się być fenomenalnym zapisem egzystencji, stanu ducha, rozrywającym doświadczeniem, przeżyciem pełnym, na skraju obłędu. Muzyką wypełniającą człowieka gotowego do skoku. Już sam motyw inicjalny jest zachłyśnięciem się jakimś ponad wymiarowym, nieludzkim powietrzem, wciągnięciem w odmęty wewnętrznego przeczuwania zdarzeń. I znów. Wsłuchując się we wstrząsające frazy fortepianu, doświadczamy świata w pełni, na skraju obłędu, na skraju bolesnej ekstazy. Słowa racjonalizują. Muzyka pochłania, wciąga w wewnętrzny, zagmatwany świat bohatera dramatu. To lepsze niż możliwość czytania w cudzych myślach. Czytając bowiem przechodzimy przez proces analizy. Słuchając muzyki – zatapiamy się bez reszty, całym swoim jestestwem.
Genialność jest paradygmatem bezdyskusyjnym. To wykluczenie efemeryczności działań twórczych, uogólnień, pracy u podstaw. Może jest to więc świadome poddanie się nieświadomości? Tworzenie pod wpływem strumienia świadomości? Papier przyjmie wszystko – ludzkiego ucha i serca nie da się już tak łatwo oszukać. Akt artystycznego stawania się to proces wielowątkowy, wielowymiarowy, to za każdym razem proces stawania się jakby na pozór nowym człowiekiem, rodzeniem się ku nowym słońcom, oddechom, kolorom. Osobiste odczuwanie, odczytywanie świata, które później potęguje się w świadomości wykonawcy i odbiorcy.
„Proces jest czymś, co dzieje się samo, jest czymś naturalnym, niezależnym od decyzji i świadomych wyborów. To nie on jest dany człowiekowi, ale człowiek jest dany jemu. W dużej mierze ma w nim udział przypadek, czy też to, co ludzie zwykli przypadkiem nazywać – zbiegi okoliczności, nagłe wglądy, nieoczekiwane zwroty, synchroniczności, zadziwiające podobieństwa – jego cała nie zbadana jeszcze logika. Ewolucja jest procesem.” /Olga Tokarczuk. „Lalka i perła”./