Enigma

Enigma

„Jam cząstką tej siły, co wiecznie zła pragnąc, dobro czyni” /J. W. Goethe/

Szukając esencji zanurzam się w przestrzeń nierozpoznaną. W morze niewiedzy, w którym idee rozbłyskują cudownym, ponętnym, nieznajomym światłem. Urzekają świeżością, której na próżno szukać wśród dobrze znanych, wydeptanych ścieżek. Ja poza gąszczem przekonań, uwikłań, niejasnych prawideł. Ja poza światem. Zawieszony między oczekiwaniami i potrzebami. Yin i Yang w czystej postaci. Znalezienie swojego miejsca trwa długo i wymaga zarówno przyjęcia licznych kompromisów jak i walki o wymarzone idee i cele. Odbicie boskiej równowagi w nas samych. Szukanie esencji to proces złożony, bo wymaga otwarcia się zarówno na bodźce zewnętrzne jak i na boską krople naszej osobowości zwaną intuicją, która czyni nas niepowtarzalnymi. Tylko przez jej tchnienie nasze dzieło staje się łącznikiem, komunikatorem, wartością. To co przysposobiamy w procesie analizy, uczenia się, odkrywania, w pewnym momencie musi ustąpić miejsca odczuwaniu, przeżywaniu, umowności chwili. Następuje moment w którym rzucamy się w cudowny wir eksperymentów, wykraczających poza wypunktowane zadania do wykonania. Cudza fraza staje się naszą prawdą, gdyż nie sposób mówić w czyimś imieniu bez współodczuwania. W suchym komunikacie prasowym liczą się liczby, godziny, miasta…w literaturze intymne dramaty ludzkie, w których role obsadzić by można każdego z nas. Wierzę, że podobnie jest i z muzyką. Nie jesteśmy korespondentem z odległego kraju informującym o zamieszkach z przed wieków. Artysta przez wrażliwość dochodzi do interpretacji, dzięki której może dzielić się swymi impresjami z odbiorcą. W konceptualizmie ta święta zasada ulega destrukcji i oto nasz odbiorca ma zachwycać się samym aktem twórczym i jego kreatorem. Podobnie jest także w świecie przeintelektualizowanym, stawiającym wiedzę ponad odkrywczość. Zakładającym z góry przewidziane rezultaty oraz sposoby dążenia do ich osiągnięcia. Czy to ma jakikolwiek sens? W krótkometrażwoym filmie takie założenia może miałyby rację bytu, jednak w procesie twórczym prowadzą na manowce wypalenia i zwątpienia. „Jaka sztuka jest sztuką całkiem? Jaka sztuka jest pierwotna, przedjęzykowa? Jaka sztuka rozdziera się na powierzchni, krwawi i sama się przenika, przenika ciała poszczególne i sztuczne skóry zbiorowych upiorów niczym papierowe konwencje? To muzyka.” /P. Quignard/ To muzyka przemawia do nas pomimo granic. Porusza emocjami, które targały jej bohaterów trzysta, czterysta lat temu! Bez wehikułu czasu stajemy u bram baroku by w sile i mnogości afektów odnaleźć człowieka… Boga. Oczywiście, w obrazach Carravagia też znajdujemy dramtyczność chwili, ludzkość sztuki, zastygniętą emocję, jednak to muzyka dzięki sile drgań przemawia do nas ostatecznie, pierwotnie. Hipnotyzująca siła dźwięku nieznosi sprzeciwu i pobłażania. Uparcie płynie przez nasze ciało dotykając najgłębszych, najdelikatniejszych sfer naszej nadświadomości. Szukając esencji szukam człowieka. Jego zmagań, przekonań, zawachań zapisanych na niezgrabnie wyrzeźbionych pięcioliniach. Połączone czarne kropki są tylko pretekstem, niedoskonałym zapisem. Muzyka jest między dźwiękami.