10 Mar Donde esta la salida
„Niemieccy słuchacze!
Mówi do was niemiecki pisarz, którego twórczość i osobę wasi władcy skazali na wygnanie i którego książki, nawet gdy traktują o czymś najbardziej niemieckim – na przykład o Goethem – mogą przemawiać tylko do obcych, wolnych narodów w ich języku, dla was zaś muszą pozostać nieme i nieznane. Wiem, że pewnego dnia moje dzieło wróci do was, nawet jeśli ja sam nie będę już mógł. Ale dopóki żyję, choćby jako obywatel Nowego Świata, będę Niemcem i będę cierpiał pod brzemieniem losu Niemiec oraz wszystkich krzywd, moralnych i fizycznych, jakie Niemcy z woli zbrodniczych tyranów od siedmiu lat wyrządzają światu. ”
Fragmenty z książki: Thomas Mann. „Niemieccy słuchacze!”. Apple Books.
W czasie niepewnym szukam spokoju. Licząc się z bezczasem. Licząc się z bezmiarem natężenia niespokrewnionego dotąd z żadną inną emfazą doświadczania. Niepomierne przestrzenie ekspansji zawładnięte bezkształtną dozą dezinformacji. Sny skąpane w bezprzykładnym lęku o statusie niezadowalającym jak na ogrom bodźców przyjmowanych w każdej sekundzie. Tu promienie pierwszego odradzającego się słońca, jakby nie słyszały, że nie godzi się tak świecić, odnawiać, nie przystoi tak wchodzić w swą nieuniknioną cykliczność gdy komuś zapada się świat w odmętach apokaliptycznego novum. Z dezaprobatą przyglądam się wszystkim wstępnym zaczynom pokwitania. Kto im dał pozwolenie?
Tomasz Mann dwukrotnie odnosi się wprost do doświadczenia wojny obrazując jej początkowy entuzjazm i przerażające efekty. W finale „Czarodziejskiej Góry” młodzi, zblazowani ludzie odnajdują sens życia wyruszając na Wielką wojnę, ekscytując się nowym, nieznanym życiem, które miałoby wyrwać ich z marazmu dekadenckiego nihilizmu. Na drugim biegunie znajduje się Adrian Leverkuhn i obraz Niemiec pod koniec II wojny światowej zobrazowany w „Doktorze Faustusie”. Mann pyta tu wprost niemieckiego czytelnika – jak teraz spojrzysz w oczy innym narodom, jak mógłbyś współżyć w pokoju?
Sztuka jest sumieniem narodu. Wystarczył jeden dzień, by płoche dotąd idee o jedynie istotnych funkcjach decorum w sztuce przepadły. Działalność artystyczna ma swoją siłę, moc przekazywania treści ugruntowaną w samych początkach istnienia człowieka, który w dziele szukał przestrzeni do wyrażenia podniosłych idei, myśli czy niezrozumiałych emocji. To pierwszy i podstawowy atut twórczości, nie zaś jak kazali nam wierzyć postmodernistyczni menadżerowie – funkcje czysto rozrywkowe. Jak ogromne pole rażenia ma w obecnej sytuacji wykonywanie hymnu narodu który się dumnie broni, jak znaczące jest słuchanie muzyki rodzimej nacji, która staje w obronie swoich ziem i przekonań, jak ta muzyka nas wszystkich gromadzi i wyrywa z nostalgicznego zawieszenia w próżni. Nasze hymny, pieśni to emblematy łączące częstokroć sprzeczne idiomy w całość, by pod wartością nadrzędną dopełnić tego co nazwalibyśmy obywatelskim braterstwem.
Jakże wielką siłę przypisuje się dziś muzyce. Embargo na Czajkowskiego, Szostakowicza, Rachmaninowa ma nas jak rozumiem obstalować i odciąć od wszystkiego co rosyjskie. I choć sam koncept zdaje się być zrozumiały, to przecież sztuką rządzą niuanse, a nie odgórna indoktrynacja. Wytwór ludzkiej imaginacji jeżeli sam z siebie nie jest manifestem antyhumanizmu – co więcej – gdy stanowi odwieczny wyraz pewnych wzniosłych idei, dzięki którym świat w swym koncepcie odnajduje przestrzeń do zwalczania nienawiści – należy do ogółu ludzkości, bez częstokroć tak poszukiwanej przez miłośników wszelkiego rodzaju zawodów, wyścigów, nacjonalistycznej wyższości jednej nacji nad drugą. Gdy Tołstoj wspiera ciemiężonych chłopów, gdy Dostojewski wylicza najgorsze cechy swojej nacji, by wreszcie znaleźć światełko nadziei w postaci najmłodszego z Karamazowów, gdy Szostakowicz nieubłaganie wznosi swą monumentalną symfonię w oblężonym mieście lub pochyla się nad zbrodnią w Babim Jarze to nie wiem co miałoby być powodem wykluczenia tych dzieł z kanonu światowego i jak miałoby to wpłynąć na morale przeciętnych Rosjan. Gdzie w tym buncie mieści się Weinberg uciekający przed nazistami do ZSRR i tam tworzący? Gdzie mieści się Czajkowski zmuszony do popełnienia „honorowego samobójstwa”? I wreszcie jak i kiedy mielibyśmy przywracać te dzieła światu? Ktoś kiedyś obwieści rehabilitację Czajkowskiego każąc wykonać tryumfalnie jego rok 1812 lub Symfonię Leningradzką Szostakowicza w dniu zakończenia wojny?
Innym niepokojącym śladem jest jednak imperialistyczna chęć tyranów do wykorzystywania sztuki w celu legitymizacji słuszności swych poczynań. Nie ma jednakże nic bardziej okrutnego jak wykonanie IX Symfonii Beethovena na urodzinach Adolfa Hitlera, którym dyrygował pupil dyktatora Wilhelm Furtwängler. Jak musiała się czuć choć w części wrażliwa, zgromadzona publiczność słysząc „alle Menschen werden Brüder”? No chyba, że wierzyła dogłębnie w swą dewizę, że to „my decydujemy kto jest człowiekiem”, która kilka lat później także stała się bronią bardzo obosieczną. Nie wiem jednak, gdzie w tym wszystkim miałby zawinić Beethoven, a tym bardziej sam Schiller żeby nakładać na nich ewentualne embargo artystyczne.
Wśród symboli na szczególną uwagę zasługuje wykonanie Suit wiolonczelowych Bacha przez Rostropowicza w czasie obalania muru berlińskiego. Gdy Rosjanin gra niemiecką muzykę podczas pokojowego święta. To ideał sztuki, który jest mi najbliższy.
Nigdy więcej wojny. Nigdy więcej bezsensownej nienawiści.