different world

different world

Ekstremalnie nieintencjonalne zniekształcenie. Pryzmat. Zakrzywienie. Nad-świadoma reinterpretacja stadnych ocknięć kuluarowych. Może to przez proces analityczny? Przekształcanie, podkreślanie, przestawianie – układanie od nowa perspektywy, nadawanie znaczeń temu, co w pędzie zdawało się tylko ułudą?

Świat opowiedziany staje się świadkiem złożoności emocjonalnej czasu zmierzchłego, rozgrywającego się na różnych płaszczyznach tego samego doświadczania. Doświadczania które jest ponad miarę wszechwiedzące, ogarniające, zanurzające w chwili. Epifaniczne. Stąd świadectwo czasu, z czasem rozwarstwia się na strefy zauważalności, mikro przedsiębiorstwa upierające się, że „prawda musi być po naszej stronie”. Inne światy, odczytane, pryzmatyczne. Jakby to obserwator tworzył świat, za pomocą swego intymnego doświadczenia, przeżycia, bagażu emocjonalnego, kulturowego, przynależności rasowej, płciowej – mikroświaty, z których stworzyć można panoramę czasu.

Bo jak odnaleźć się w świecie zeznań sprzecznych, skrajnie niejednorodnych? Co innego, gdy artystycznej komunie hołduje jakaś idea, zaczepienie, sztandar bezpieczeństwa, za którym łatwiej uchronić kruche, nabrzmiałe, zwulgaryzowane ego mistycyzmu. Wówczas można by stwierdzić nawykowo, że „w ramach owego nurtu zdarzają się wyjątki…które jednakowoż stanowią potwierdzenie tez nadrzędnych”, lub uznać, że taki a taki autor, w tym momencie zdradził przekonania swojej grupy, skazując się na banicje i niebezpieczeństwo emocjonalnego negliżu.

Sposób zarysowania opowieści o świecie, rodzaj narracji, koloryt wypowiedzi, każe nam wierzyć, że utkany arras jest jednoznacznym odpowiednikiem – alegorią prawdy. Gdybyśmy jednak, w ferworze odważnego zestawiania sprzeczności, postanowili odkrywać przeciwbiegunowe światy, moglibyśmy utknąć w martwym punkcie nihilizmu.

Jest rok 1914. Europę trawi wielka wojna. Początkowy entuzjazm jaki wywołał ów zryw, powiew społecznej świeżości, który przetrzebi skutecznie stare demokracje, wprowadzi na międzynarodową scenę polityczną komunizm w swej najgorszej, zbrodniczej odsłonie, czy wreszcie rozpali serca i wyobraźnie opętanych nacjonalistów – staje się piętnem, utrapieniem, okazuje się mozolną drogą bez wyjścia, usłaną milionami młodych męskich istnień, które za sprawę nie do końca jasną „poszły się bić’. Nadchodzi słynne Boże Narodzenie 1914. 24 grudnia, w wigilię świąt Bożego Narodzenia, w okopach zawieszono broń. Po obu stronach frontu we Flandrii walczący odłożyli broń, zdjęli hełmy i… śpiewali „Cichą noc“ – w różnych językach. Pokojowe święta Bożego Narodzenia w samym środku wojny były aktem wyjątkowej odwagi. Zadziwiająca perspektywa sprzeczności. Świat upadły świętuje pokój, którego Europa ostatecznie jeszcze długo nie zazna. To fenomenalne, porażające doświadczenie przedstawia Max Reger w swoim ekstremalnie ponurym „Weihnechten”. Tu – z mroków ekspresjonistycznych, atonalnych, przerażających harmonii, stopniowo wyłaniają się blaski kolęd ze wspomnianą „Stille Nacht” na czele, dając świadectwo beznadziei, pogrążenia w maraźmie, bezcelowości.

Niemal w tym samym czasie powstaje słynna sonata wiolonczelowa Claude Debussy’ego. Rok 1915. Francja w tej samej wojnie – po drugiej stronie frontu. Świadectwo z nad Sekwany jest zgoła odmienne, od postapokaliptycznej wizji Regera. Debussy zanurza swój obraz w niuansach starej, niezawodnej melancholii. Nieśpiesznie wzdycha, użala się nad światem, który umiera na jego oczach. Mroczność upada pod ciepłym powiewem nostalgii, zapatrzenia w głąb historii wszechświata – obecności wszechbytu ponad wodami ludzkich ideologii. To opowieść ekstremalnie wrażliwego introwertyka, porzucającego powierzchowną istotę doświadczania, by opowiedzieć świat z perspektywy czułego, empatycznego obserwatora.

Światy Regera i Debussego – tworzone w niemal tym samym okresie w dziejach ludzkości zdają się być skrajnie różne, choć opisują niemal tą samą rzeczywistość – rzeczywistość końca, dekadentyzmu, zmierzchu epoki duchowości. Owa ekstremalna odrębność, odmienność pojmowania, doświadczania świata dziś stanowi obraz jego złożoności, ale i świadectwo, że narrator muzyczny, nigdy nie jest osobą obiektywną – to persona zanurzona w alter ego twórcy. Dziś – kształt jego wypowiedzi, koloryt emocjonalny w równej mierze zależy także od interpretatora, wykonawcy, który na ten krótki ułamek bezczasowości, staje się ową skroploną emocją, by za pomocą dźwięku, na nowo odtworzyć melancholijny, zamglony świat wewnętrzny jego twórcy.

Świat opowiedziany „na nowo” – staje się świadkiem złożoności emocjonalnej czasu teraźniejszego, rozgrywającego się w oparciu o emocję pradawną, przekazywaną z pokolenia w pokolenie, bo niepokój stonowanej melancholii, przybierać może różne oblicza…