Both

Both

Natura dźwięku filarem doskonałego wypowiadania się w dziele muzycznym. Jego natężenie, soczystość, jędrność. Nagromadzenie alikwotów, wszystkich składowych tonów, nadaje kształt tworzywu, które bez nadmiernej konceptualizacji staje się nośnikiem w pewnej mierze dookreślonej treści. Czy uzyskujemy rozmaite efekty kolorystyczne na fortepianie Erarda, czy na instrumencie współczesnym – zawsze partnerujemy. Słuchanie wielopłaszczyznowe. Remedium na wszystkie niewiadome. Odpowiednie rozwibrowanie dźwięku nie jest przypadłością daną na stałe bytowanie przy klawiaturze. To zasadzka uczenia. Nie ma prostego ruchu. Nie ma prostego przepisu. W edukacji idzie przecież o zwrócenie uwagi na rzetelne, faktyczne, ciągłe poszukiwanie jako kwintesencję egzystencji, kwintesencję człowieczeństwa. Wyuczenie to tylko krok do prawdziwego napełniania przestrzeni brzmieniowej prawdziwą feerią kolorów, czerpanych już to z intuicyjnej, wewnętrznej natury człowieka, już to z natury zewnętrznej – natury samej w sobie. Kolorowanie muzyki, to wypełnianie przestrzeni harmonicznej właściwym sobie wysublimowaniem, z którego podskórnie przeczuwamy narastające napięcie, dramatyzm wypowiadanych słów. Dla formy, dla całej tej fantastycznej, misternej konstrukcji, przeplatanej niespodziewanymi zwrotami akcji, oczywiście, niewykluczone – aspekt barwy jest małym, szczątkowym elementem, tworzywem z którego nie podobna stworzyć utwór muzyczny. Jednak w aspekcie czysto artystycznym, w punkcie bezspornego poruszania się na orbicie abstrakcji niuans ten jest filarem sensytywnego przemawiania. Ciepło barwy, lub przerażająca przenikliwość wydobywanych nut, decydują w niemałym stopniu o narracji, za którą pójść może odbiorca nasz zdyszany dniem codziennym. O barwie nie decyduje sama doskonałość instrumentu. To tylko wyjściowe narzędzie, paleta możliwości, którą możemy rozwinąć, wzbogacić, lub zamknąć w sztywnych ramach logiki. Ten sam instrument brzmi bowiem zupełnie inaczej „pod innymi palcami”. Poznanie tworzywa brzmieniowego które będziemy eksploatować podczas koncertu to najważniejsza chwila – chwila poznania, wsłuchania się w subtelność poszczególnych tonów. To jednak ludzkie ucho, wewnętrzna wrażliwość na brzmienie, muzyczny świat wykonawcy pobudza do życia te struny ludzkiej egzystencji, które pozostają nieme nawet przy perfekcyjnym wykonaniu, któremu brak finezji, odwagi, zaangażowania, wsłuchiwania się w następujące po sobie zdarzenia muzyczne. Wolfgang Rübsam pisał: „Tak, istnieje taka wewnętrzna instancja, decydująca o kształcie mojej gry: moje muzyczne ucho. Jako muzyk wierzę w absolutny prymat słyszenia. Wykonawca, który nie zdaje się w stu procentach na swoje wewnętrzne słyszenie utracił swoją ostateczną instancję, kontrolującą jego poczynania artystyczne i wytyczającą właściwy kierunek jego działań […]. Integralny muzyk musi rozumieć, co gra, a rozumieć może tylko to, czego słucha”. Sztuka wykracza poza ogólne założenia twórcze, przekracza granice logistycznego planowania zdarzeń, następstw. Paradoksem wykonawczym można określić próbę nadmiernego kontrolowania aktu twórczego, który przecież swoją siłę czerpie z przekroczenia czysto rozumowej percepcji otaczającego świata. Wyczulenie na barwę, to pogłębione słuchanie – zasłuchanie w bogactwie kolorów.