Fantasy

Fantasy

„Dusze Wasze często stają się polem bitwy. Tam zmaga się rozum i rozsądek z pasją i pożądaniem. O gdybym mógł być rozjemcą w tej walce, co w duszach Waszych się toczy. Chciałbym niezgodę i zazdrość przemienić w jedność i harmonię. Ale cóż mogę, jeśli sami nie chcecie znaleźć w sobie pokoju?
A nawet pokochać, co sprzeczne jest w Was samych.” /K. Gibran/

Przestrzenie nieśpiesznego reagowania. Chwile bez konkretnego, konstruktywnego komentarza. Ot, takie niezauważalne, niecharakterystyczne historie. Wszystko stoi w miejscu. Dźwięki płyną z oddali. Gdzieś tam daleko trwa tak zwane życie. Ktoś pilnie śpieszy na spotkanie. Komuś puściły wszelkie hamulce. Tu Pan zatroskany szczerze o swój czas i o jego jakby marnotrawstwo przez tych wszystkich tu, co za tamtym zakrętem uparli się by uprzykrzyć mu życie. To jedno, jedyne życie, w którym być może kiedyś na emeryturze będzie czas na spokój i błogość. Za rogiem Panie preorują by zapełnić jakimkolwiek brzmieniem tą nieznośną, przerażającą pustkę. Chyba śmierć czai się za rogiem. Słyszą swoje myśli. To antidotum na ciszę. Wyobrażam sobie dom. Tam gdzie mnie nie ma. Tam gdzie teraz nikogo nie ma. No może poza kotem, ale on się raczej hibernuje na czas rozstania. Myślę o tych wszystkich książkach, płytach które milczą. O pianinie co zapadło w zimowy, niedźwiedzi sen marząc o tym by znów wibrować w rytm Rachmaninova. Cisza wokół. Kurz nieśpiesznie zsuwa się z najwyższej pułki. Wiecznie gęsta atmosfera poszerza się wreszcie do niebotycznych rozmiarów. Dla każdego jest tu miejsce i czas. Trwanie poszerza rzeczywistość. Nie zabiera jej ten łapczywy darmozjad, mieszkaniec, Pan i władca mozolnie zapełniający każdą chwilę tak zwaną sprawą do załatwienia. Nic nie toczy się swoim właściwym rytmem. Bo czymże jest rytm jeśli nie perspektywą. Prowizorycznym uporządkowaniem tego co błahe i tylko powierzchowne. Rytm jest rutyną życia. Kiedy tak strasznie zbłądziliśmy, że ćwierćnuta równa się sto… i wszystko jasne? Zafiksowałaś mnie Ty – dziwaczna chwilo. Bo i muzykę nagle słyszę jakby bez naczynia bez narzędzi. Jest, oddycha, zapisana gdzieś w przestworzach. Nie muszę mieć już pomysłów, rozwiązań i idei, które mógłbym wcisnąć w te kilka złotych chwil A durowego preludium. Porzucam przekonania które mnie definiowały. Wolę spać spokojnie tonąc w słodkich odmętach niewiedzy. Tam gdzie nie sięga dualizm. Jestem całością. Przestrzeń nieśpiesznego reagowania. Chwila bez mentalnego opisu. Ot, niezdarna, urocza kropka w środku zdania. Chodź ze mną, w partnerstwie. Ja znam scenariusz. Potrzebuję Twoich wzruszeń by tchnąć w niego życie.